imalopolska

najnowsze wiadomości

admin

admin

Ciekawostki

Zdrowe drugie śniadanie. Co warto zapakować dziecku do szkoły? Podpowiadamy

000G0ZBYFH47PVD6-C429.jpg


Według zasad zdrowego odżywiania posiłki najlepiej spożywać co trzy-cztery godziny. Nadanie takiego rytmu w dostarczaniu energii i składników pokarmowych to nawyk, który warto kształtować od najmłodszych lat. Według specjalistów dzięki regularnemu spożywaniu mniejszych posiłków zmniejsza się ryzyko otyłości. – Unikanie jedzenie w pierwszej części dnia sprzyja zwiększonej chęci na niezdrowe przekąski w godzinach popołudniowych i wieczornych – tłumaczy dietetyczka Anna Golińska.

Po pierwsze, w śniadaniówce powinna panować różnorodność. Kanapki z żółtym serem warto wzbogacić np. o warzywo. Oprócz drożdżówki warto spakować do plecaka pudełeczko np. z borówkami lub migdałami.

Dobrze zbilansowany posiłek, czyli taki, który zawiera białko, węglowodany oraz tłuszcze, dostarcza energii przez dłuższy czas, co pozwala zachować  stabilny poziom koncentracji. Czasem wystarczy drobna zmiana, by posiłek zyskał na jakości. Zamiast bułki pszennej warto wybrać grahamkę. Zamiast makaronu z mąki pszennej – makaron pełnoziarnisty. Krytykowane od pewnego czasu drożdżówki nie są takie złe, ale warto wybrać taką z owocami zamiast wypieku np. z budyniem.

Przy szykowaniu posiłku dla swojej pociechy warto zwrócić uwagę także na jego wygląd. Walor wizualny posiłku istotnie wpływa na to, czy… w ogóle zostanie on zjedzony. – Z doświadczenia wiem, że jest niewielka szansa, by kanapka, która była przechowywana w jednorazowej foliówce i uległa zgnieceniu przez podręcznik do matematyki, została zjedzona przez nasze dziecko. Wykorzystanie w posiłku np. makaronu z kształcie postaci z ulubionej kreskówki  jest właściwie gwarancją zjedzenia całej porcji – opowiada Anna Golińska.

Na polskim rynku dostępna jest bogata oferta opakowań, także takich, które pozwalają na utrzymanie niskiej lub wysokiej temperatury posiłku. Warto pozwolić dziecku na udział w wyborze śniadaniówki, by wiązało z nią pozytywne skojarzenia i chętniej sięgało po jej zawartość.

Pakując plecak nie można zapomnieć o zabraniu butelki z wodą. Ile wody powinny pić dzieci? To zależy od masy ich ciała. Dla przykładu 30-kilogramowy uczeń powinien wypić min. 1,7 l płynów dziennie – wlicza się w to wszystkie napoje. Z kolei 50-kilogramowy już 1,9 litra.

Dietetycy są zgodni, że nie ma znaczenia, czy woda jest mineralna, źródlana, gazowana czy też nie. Ważne, by dzieci (i dorośli zresztą też) po prostu pili wodę. – Dostarczanie wody w ciągu dnia jest niezbędnym nawykiem do zachowania zdrowia, prawidłowej masy ciała oraz prawidłowego rozwoju organizmu. Zbyt mała podaż może wpływać m.in. na rozkojarzenie, rozwój próchnicy, zmęczenie, problem z koncentracją – wyjaśnia Anna Golińska.

Gdy dziecko nie przepada za piciem wody, warto wzbogacić ją o dodatki, np. cytrynę, miętę, imbir lub owoce.

Przygotowanie II śniadania może zająć mnóstwo czasu, ale nie musi. Poza wprawą w szykowaniu posiłku na wynos, ważne jest także posiadanie pod ręką produktów, które są gotowe do spożycia bez konieczności obróbki termicznej, a są wartościowe pod względem składu. Idealnie, gdy dziecko też je po prostu lubi.  

“Szybkie” produkty, które warto włożyć do śniadaniówki:

· Orzechy,

· Warzywa konserwowe, np. kukurydza, fasola,

· Ekspandowane ziarna zbóż, np. amarantus, pszenica,

· Liofilizowane lub suszone owoce,

· Surowe warzywa i owoce,

· Serki wiejskie i jogurty bez cukru.

Wybierając składniki do drugiego śniadania, warto unikać nowości. Dzieci powinny wiedzieć, co jedzą, bez konieczności eksperymentowania. Poznawanie nowych smaków warto przeprowadzać w domowych warunkach, a do szkoły zapakować “pewniaki”, by dziecko nie było głodne.

Inną kategorią produktów, z których warto zrezygnować, są te silnie brudzące, np. wiśnie czy sosy pomidorowe. Szczególnie uczniowie młodszych klas mogą nie dać sobie rady z utrzymaniem w czystości ubrań i akcesoriów szkolnych w starciu z brudzącymi produktami.

A co ze słodyczami? Czy pakować dzieciom do szkoły coś słodkiego? – Pożądane byłoby kierowanie się zdrowym rozsądkiem – przekonuje Anna Golińska. – Dodatek do śniadania w postaci czegoś słodkiego nie jest niczym złym, jednak wybierając słodycze, warto sprawdzić ich skład. Na rynku są dostępne zdrowsze wersje betoników, lizaków i cukierków, które są dla dzieci smaczne i nieco mniej niezdrowe. Pamiętajmy jednak o bardzo ważnej zasadzie: dzieci naśladują rodziców oraz rówieśników. Na wybór rówieśników nie mamy zbyt dużego wpływu, ale za to, co my sami robimy i jak się odżywiamy, jesteśmy w pełni odpowiedzialni. 

Agata Wilk


Source link

Technologie

Rozkaz zajęcia doniecka wydany przez Putina – ukraiński generał donosi

tank-7038839_960_720.jpg


Wojska rosyjskie miały otrzymać rozkaz zajęcia całego obwodu donieckiego w terminie do 15 września. Miał go wydać sam Władymir Putin.
Informację takiej treści przedstawił we czwartek 1 września członek ukraińskiego sztabu generalnego generał Ołeksij Hromow nie podając jednak źródła tej wiadomości.

Jeśli informacje się potwierdzą, to będzie oznaczać, że ukraiński obwód Doniecki zostanie zajęty do połowy września, jeśli natomiast nic takiego się nie stanie, to będzie to wówczas dowód na kolejny czysto propagandowy przekaz sił ukraińskich.

Jak twierdził podczas czwartkowego briefingu prasowego, cytowany przez portal Suspilne generał Hromow, rosyjskie wojska okupacyjne kolejny raz dokonały korekty planów oraz działań, zgodnie z poleceniem samego Putina. Rozkaz określał, że do dnia 15 września wojska rosyjskie mają dojść do granic obwodu donieckiego.

Analizując i podsumowując bieżąca sytuację na froncie ukraiński wojskowy wskazał, że rosyjski przeciwnik w dalszym ciągu kontroluje terytoria obwodów charkowskiego, ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego, chersońskiego oraz mikołajowskiego. Dodał też, że Rosjanie usiłują stworzyć warunki idealne dla wzmocnienia planowanego natarcia.

Zdaniem generała dowództwo sił rosyjskich podjęło decyzję aby rozformować 31 samodzielną brygadę powietrznodesantową oraz 22 samodzielną brygadę specjalnego przeznaczenia. Powodem tego kroku, jak podkreślił generał Ołeksij Hromow były znaczące straty obydwu formacji, w efekcie których przy życiu pozostało mniej niż 20 % ich pierwotnego stanu osobowego. Były więc znacząco zredukowane przez co nie były w stanie skutecznie dalej działać i realizować założonych pierwotnie celów.


Source link

Kultura

Edward Hulewicz nie żyje. Wykonawca przeboju “Za zdrowie pań” miał 84 lata

5s2po84n75a825djmgrp6xe85u4agqe9.jpg


Zmarł Edward Hulewicz, piosenkarz i autor tekstów. Sławę zdobył, wykonując przeboje takie jak “Za zdrowie pań” i “Bo jedno życie mam”. O jego śmierci poinformował Związek Artystów Scen Polskich.

Edward Hulewicz urodził się 1937 roku w Bereźnem na Wołyniu – dziś to terytorium Ukrainy. 22 listopada skończyłby 85 lat.

 

Związek Artystów Scen Polskich przypomniał, że zmarły artysta był piosenkarzem estradowym, autorem tekstów, dziennikarzem muzycznym, rysownikiem i malarzem, a w drugiej połowie lat 60. działał w założonym przez siebie zespole Tarpany.

 

“Był autorem znanych przebojów m.in: ‘Za zdrowie Pań’, ‘Bo jedno życie mam’. Trzykrotnie uczestniczył w konkursach na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu” – wyliczył ZASP.

Edward Hulewicz – wyróżniany artysta

Wraz z grupą Heliosi Hulewicz wykonywał również utwory “Obietnice”, “Zaczekaj aż opadnie mgła” czy “Dwa złote warkocze”. W latach 70. rozpoczął karierę solową, współpracując m.in. z Jarosławem Kukulskim, Jonaszem Koftą i Janem Pietrzakiem.
 
Wystąpił też na Festiwalu w Rostocku, gdzie zaśpiewał “Ucieczkę przed burzą”, za co otrzymał wyróżnienie. Był odznaczony Złotym Medalem “Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, a ponadto przez lata angażował się w opiekę nad grobami artystów.

 

Ojciec Edwarda Hulewicza był zawodowym skrzypkiem. Zmarły artysta był żonaty z Edytą, lecz małżeństwo zakończyło się rozwodem. Deklarował się jako wegetarianin.

wka/Polsatnews.pl

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!


Source link

Sport

Łukasz Kubot: Stąpam twardo po ziemi i wiem, że każdy sezon może być ostatni

58ztfy6a8xw5yai5cedwzu9nzgxvy52y.jpg


“O wszystkim zadecydowała jedna przegrana piłka” – powiedział mieszkający w Lubinie tenisista, który na razie nie myśli o zakończeniu kariery.

 

PAP: Według strony ATP to jest Pana 20-sezon w profesjonalnej karierze. Czy zaczynając uderzać w zieloną włochatą piłkę gdzieś na Dolnym Śląsku – myślał Pan, że będzie Pan grać do 40-tki?

 

Łukasz Kubot: Jestem wdzięczny, że miałem szanse zrealizować swoje dziecięce marzenia. Powiem jednak szczerze, że każdy rok od 35 roku życia jest tak ciężki, że powinienem go liczyć jako rok psi. Czyli razy siedem albo razy osiem, nie wiem dokładnie jak to jest. Bo zawsze pojawiały się znaki zapytania – co z moim zdrowiem? Co z moim ciałem? Pod koniec ubiegłego roku musiałem się poddać zabiegowi. Ale chciałem wrócić i zagrać ten sezon, zobaczyć jak to będzie. Widziałem, że to ostatni gwizdek i wróciłem. Wracając do pytania to każdy ma swoje marzenia. Ja – jak każdy inny – uczyłem się na błędach. Powiększałem swój team z roku na rok o fizjoterapeutów i osteopatów. Starałem się dbać o swoje ciało i organizm. Dzisiaj mam 40 lat. Przyjechałem na US Open. Cieszę się i chłonę tutaj każdą chwilę i każdą minutę spędzoną w Nowym Jorku. Sezon jeszcze trwa i zobaczymy co dalej. Najważniejsze, żeby było zdrowie.

 

ZOBACZ TAKŻE: US Open: Łukasz Kubot odpadł w 1/8 finału miksta

 

To Pana 14. podejście do US Open, gdzie dotychczas najpiękniej było w 2018, kiedy – wraz z Marcelo Melo – dotarliście do finału. Jak Pan się tu czuje?

 

W ciągu roku są cztery najważniejsze turnieje i turniej w Nowym Jorku jest jednym z nich. Jest to turniej na końcu całego touru amerykańskiego: po rywalizacjach w Atlancie, Waszyngtonie, Kanadzie, Cincinnati i Winston-Salem. Tenisiści z Europy muszą wiedzieć, gdzie czują się najlepiej i gdzie gra im się najlepiej. Zaraz po zejściu z trawy przechodzi się na beton. Z perspektywy lat tutaj grało mi się najtrudniej. Mimo tego, że tu są bardzo szybkie korty, zawsze miałem tu jakieś przygody. Nie wiem czym były one podyktowane – może aurą? Albo właśnie tym, że to ostatni z turniejów w Ameryce. Parę razy – ze względu na kontuzję i po intensywnym planie startów w Europie – nie występowałem tutaj. Ale to jest Nowy Jork. Showtime! Jest to inny turniej niż wszystkie. Cieszę się, że w tym roku miałem szansę zagrać.

 

W 2020 wygrał Pan – znowu z Marcelo – dwa turnieje. Od listopada 2020 nie udało się już jednak awansować do finału. Tęskni Pan za atmosferami meczów finałowych?

 

Ja każdy mecz, na który wychodzę, biorę jak finał. Dla mnie nigdy nie było różnicy czy to mecz pierwszej rundy czy półfinał. Zawsze się szykowałem odpowiednio i czułem odpowiednią atmosferę, którą robią ludzie. Nie da się porównać finału z Nowego Jorku do finału z Wimbledonu czy finału innego Wielkiego Szlema. Zawsze chciałem zagrać na korcie centralnym w Wielkim Szlemie – i udało mi się to. Tak, że cieszę się bardzo, ale ja traktowałem każde spotkanie tak samo. I przez te wszystkie lata miałem pod tym względem niesamowitą rutynę, którą utrzymywałem. Wracając do pytania, to tak, po rozstaniu z Marcelo Melo była pandemia. W tym wieku wyszedłem z rytmu i połączyłem siły z Wesley’em Koolfhofem, z którym po prostu nie mogliśmy się zgrać. Wróciłem do Melo, potem znowu się rozstaliśmy. Kontuzja, która się pojawiła, uraz, przeszkadzały mi w powrocie i widziałem, że jeśli będę próbować na siłę to mogą być różne konsekwencje. Poddałem się zabiegowi i dzisiaj wróciłem. Nie jest to może wymarzony powrót jakbym sobie życzył, ale zobaczymy. Chciałem wrócić – nawet liczyłem się z tym, że to może być mój ostatni sezon, dlatego chciałem zagrać, poczuć raz jeszcze atmosferę wielkiego szlema. Nie było punktów w Wimbledonie i byłem zawiedziony tą całą sytuacją. Potem też decyzje ATP o odwołaniu turniejów w Chinach, w Pekinie, a ja tam zawsze dobrze się czułem i dobrze mi się tam grało. Tych turniejów też nie ma, więc dużo było zmian w tym roku, ale to była konsekwencja też pandemii i tego wszystkiego, co się działo. Nie był to łatwy czas, szczególnie w tenisie, gdzie dużo podróżowaliśmy i te wszystkie testy i to wszystko. Ale to jest nowe doświadczenie. Zobaczymy. Sezon jeszcze trwa. Jeszcze mam parę turniejów w których chciałbym zagrać – np. w Wiedniu, który zawsze dawał mi energię. To jeden z moich ulubionych: zdobywałem tam najwięcej tytułów i czułem się zawsze super. Mam powołanie do kadry, na którą jadę zaraz po Nowym Jorku, a co będzie dalej, zobaczymy. Na razie chcę grać. Sprawia mi to radochę, mimo iż moje wyniki nie są takie najlepsze.

 

W tym roku grał Pan z Hubertem Hurkaczem, Marinem Ciliciem, Santiago Gonzalezem, Robinem Haase, Edouardem Rogerem-Vasselinem – w Madrycie, Rzymie i Francji – Szymonem Walkowem, Filipem Bergevi, Stanem Wawrinką i Sanderem Gille. 9 partnerów – dla laika to sporo, ale dla Pana to chyba nie sprawia żadnej różnicy?

 

Jak się ma jednego partnera, to można cały czas pracować z nim nad jednym schematem. Musimy pamiętać, że singiel i debel to są dwie różne dyscypliny sportowe i oczywiście łatwiej jest mieć jednego partnera i grać z nim. U mnie to było utrudnione, bo wróciłem w połowie marca. Praktycznie wszystkie pary były już wtedy umówione. Łapałem kto był wolny, umawialiśmy się i graliśmy. Dziś też nie ma u mnie za bardzo wyników, ludzie też zastanawiają się czy wejść w debel czy nie wejść. Miałem również zamrożony ranking. Najpierw okazało się, że nie mogę grać na Wimbledonie, potem jednak tam zagrałem. Tak, że dużo rzeczy było takich niejasnych i te wszystkie zmiany były właśnie tym spowodowane. A wiadomo, tu decydują niuanse. Czasem jedna piłka – tak jak było tutaj w pierwszej rundzie, kiedy połączyliśmy siły z Sanderem i wiedziałem, że możemy coś tutaj ugrać, ale przegraliśmy. Mamy swoje doświadczenia, wiemy na czym możemy polegać. Ale widocznie nie kliknęło w tych duetach, w których występowałem w tym roku.

 

W turnieju debla mężczyzn zagraliście z Gille kapitalny mecz przeciwko parze Asłan Karacjew z Rosji i Luke Salville z Australii. Przegraliście 7:6(4) 6:7(7) 2:6, a mecz trwał blisko 3 godziny. Do drugiego gema w trzecim secie wszystko było na ostrzu noża. Zabrakło pary w tym trzecim secie?

 

Stare przysłowie mówi: jak się nie wygrywa w dwóch setach to się przegrywa w trzech. Tak było w naszym wykonaniu. Drugi tie-break przegrany do 7, a w trzecim przeciwnicy mieli przede wszystkim lepszy serwis i przejmowali inicjatywę przy returnach i tak to się po prostu ułożyło. Nie ma co gdybać. Dzisiaj jest tak, że singliści robią różnicę. W tym spotkaniu taką zrobił Karacjew i w końcówce przeciwnicy wygrali. Zawsze ostatnia piłka decyduje i oni wygrali ostatnią piłkę.

 

PW mikście pokazaliście się z Lucie z dobrej strony, bo pokonaliście w pierwszej rundzie Holendrów Matwe Middelkoppa i Demi Schuurs 6:4 6:4. Dziś Chorwat i Japonka okazali się od Was lepsi. Jak się grało z Lucie?

 

Z Lucką grało się dobrze. Uważam, że spisaliśmy się nieźle. I znów jedna piłka decydowała o wszystkim. Jest tak, jak jest. Nie będę szukał usprawiedliwienia. Skugor przede wszystkim dobrze serwował, Japonka też miała dużą pewność siebie. Lucka też grała dziś debla – trzy godziny rano. Miała tylko 1,5 godziny przerwy. To są takie małe niuanse, które później mogą zrobić wielką różnicę, szczególnie w turnieju wielkiego szlema.

 

Z Polaków w singlu na placu boju pozostała już tylko Iga Świątek. Co Pan o niej sądzi?

 

Dla mnie to wielki czempion, który się urodził w Polsce. Ma niesamowity potencjał i kapitalny team. Super się rozwija i jest pierwsza na świecie. Wszyscy powinniśmy być dumni z niej i z tego, że mamy też Huberta, który jest w pierwszej dziesiątce. Uważam, że tenis w Polsce poszedł niesamowicie do przodu i niewykluczone, że za kilka lat będziemy mieli kolejnych adeptów. Uważam, że jest ku temu szansa, aby ta dyscyplina mogła u nas wejść na wyższy poziom.

 

Jakie dalsze plany? Zobaczymy Pana na IO w Paryżu?

 

Jak zdrowie dopisze. I zobaczymy jak będzie z rankingiem. Na razie gram ten sezon i zobaczymy jak to się wszystko poukłada. Nie mam jakiś wyskoków czy celi, że chcę czy to czy tamto za trzy-cztery lata. Stąpam twardo po ziemi i wiem, że każdy sezon może być ostatni, tym bardziej, że od 3.5 roku życia, każdy rok grania jest dla mnie jak 5-6 lat.

KN, PAP

Przejdź na Polsatsport.pl


Source link

Polska

Warszawa. Zwłoki niemowlęcia z ranami kłutymi. Dwaj kilkuletni chłopcy ciężko ranni

f6atypmwe6cmxf26yy3hwbvrs85t23rs.png


Zwłoki miesięcznej dziewczynki z ranami kłutymi i dwóch ciężko rannych chłopców w wieku trzech i dziewięciu lat znaleźli policjanci w mieszkaniu przy al. Wilanowskiej w Warszawie. Informację potwierdziła nam stołeczna policja. Poszukiwana jest 32-letnia matka dzieci.

Stołeczni policjanci interweniowali ok. godz. 00:50. W mieszkaniu przy al. Wilanowskiej odkryli w łóżeczku zwłoki miesięcznej dziewczynki z ranami kłutymi klatki piersiowej. 

 

W mieszkaniu znajdowali się też dwaj ranni chłopcy, który z trafili do szpitala. Trzylatek z raną tłuczoną głowy, a dziewięciolatek z raną ciętą szyi. Ich stan jest poważny, ale nie zagrażający życiu. 

 

– Wilanowscy policjanci razem Prokuraturą Rejonową Warszawa Ursynów badają okoliczności śmierci miesięcznej dziewczynki – poinformował rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak.

Zwłoki niemowlęcia w Warszawie. Poszukiwania matki 

Z ustaleń do jakich dotarło RMF FM ma wynikać, że przed godz. 23:00 babcia otrzymała od jednego z chłopców SMS-a, że “mama chce ich pozabijać”. 

 

Trwają poszukiwania 32-latki, która uciekła z miejsca zdarzenia. – Prowadzimy intensywne poszukiwania matki dzieci. Zaangażowani w nie są policjanci z garnizonu stołecznego – dodał rzecznik. 

 

Niebawem więcej informacji. 

ap/map/polsatnews.pl

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!


Source link

Świat

Czechy. Antyrządowe protesty przeciwko drożyźnie. Szacunki mówią nawet o 100 tys. ludzi

46sx31rkjnoikqc2ck5v7n2bhcfm226u.jpg


W centrum Pragi zgromadziło się od 70 do nawet 100 tys. osób przeciwnych polityce czeskiego rządu. Protestujący wezwali rządzącą koalicję do podjęcia działań w celu kontroli gwałtownie rosnących cen energii. Na demonstracji pojawiły się także hasła antyeuropejskie. Premier Czech Petr Fiala stwierdził, że protestującym nie leży na sercu dobro kraju.

Protest odbył się pod nazwą “Republika Czeska na pierwszym miejscu”. Zorganizowali go przedstawiciele głównie pozaparlamentarnych partii politycznych oraz stowarzyszeń obywatelskich, którzy nie zgadzają się z obecną polityką i chcą dymisji rządu.

 

Demonstranci trzymali hasła neutralności militarnej. Uczestnicy przekazali także, że Czechy powinny mieć bezpośrednie kontrakty z dostawcami gazu, w tym z Rosją. Szacunki policji określają liczbę protestujących na ok. 70 tys. Pojawiły się również doniesienia o nawet 100 tysiącach zgromadzonych w centrum stolicy.

 

Służby na koncie w mediach społecznościowych podały, że protest był pokojowy i nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów.

 

 

– Celem naszej demonstracji jest domaganie się zmian, głównie w rozwiązaniu kwestii cen energii, zwłaszcza prądu i gazu, które tej jesieni zniszczą naszą gospodarkę – powiedział portalowi informacyjnemu iDNES.cz współorganizator wydarzenia Jiri Havel.

Premier Czech: Demonstrantom nie zależy na dobru kraju

Protest na Placu Wacława w centrum miasta odbył się dzień po tym, jak rząd przetrwał głosowanie nad wotum nieufności w związku z zarzutami opozycji o bezczynność wobec inflacji i wzrostu cen energii.

 

Premier Petr Fiala, który stoi na czele centroprawicowej, pięciopartyjnej koalicji, powiedział serwisowi informacyjnemu CTK, że protestującym nie leży na sercu dobro kraju.

 

ZOBACZ: Czechy. Ferrari służyło przestępcom. Teraz zaczęło służbę w policji

 

– Demonstracja na placu Wacława została zwołana przez siły, które są prorosyjskie. Przedstawiono hasła przeciwne interesom Republiki Czeskiej – dodał.

 

mbl/map/ Polsatnews.pl

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!


Source link

Zdrowie

Coraz więcej piekarni na krawędzi bankructwa – ceny gazu gwałtownie w górę

baker-4840960_960_720.jpg


Kolejne piekarnie stają przed widmem bankructwa i zamknięcia swojej działalności. Jednym z głównych powodów są drastyczne wzrosty cen gazu.

Rosnące ceny gazu powodują coraz większy wzrost rachunków i bieżących kosztów działalności dla wszystkich piekarni co powoduje, że produkcja pieczywa staje się coraz mniej opłacalna. Coraz wyższe rachunki za gaz mają coraz większy udział w całkowitych kosztach prowadzenia działalności, co sprawia, że los lokalnych niewielkich piekarni wisi na włosku a wiele spośród nich stoi na skraju bankructwa.

Gigantyczny wzrost rachunków głównie za gaz powoduje, że jego udział procentowy w produkcji pieczywa jest coraz większy. Jeszcze kilka miesięcy temu koszt gazu stanowił od 1 do 2 % finalnej ceny pieczywa, podczas gdy dzisiaj jest to już około 7 %. Do tego dochodzą wzrosty cen surowców, takich jak mąka, drożdże, cukier oraz transportu. W efekcie bochenek chleba czy bułki kosztują coraz więcej.

Podwyżka na przełomie roku

Pierwszą dużą podwyżkę cen energii zaobserwowano końcem ubiegłego i początkiem bieżącego roku. Jak się okazało był to dopiero początek i swego rodzaju „przygrywka”, bowiem prawdziwy koszmar przedsiębiorców, którym rosnące ceny rujnują interesy, zaczął się wczesną wiosną. Obecnie same tylko piekarnie płacą już tylko za gaz nawet pięciokrotnie więcej w skali miesiąca niż 12 miesięcy temu.

Ogromne podwyżki

Prezes Spółdzielni Produkcyjno-Handlowej „Samopomoc Chłopska” w Kolbudach na Pomorzu, Wojciech Jaros w wywiadzie dla portalu money.pl mówi, że w ciagu roku rachunek za sam gaz wzrósł mu pięciokrotnie, a do tego przecież wiadomo, że drożeje też energia elektryczna, bez której żadna piekarnia też się nie obejdzie. Jaros wskazuje, że przed rokiem rachunek za gaz opiewał na kwotę 20 tysięcy zł podczas gdy dzisiaj jest to już 100 tysięcy. Przedsiębiorca zauważa, że galopujący wzrost cen powoduje, że udział kosztów związanych z energią rośnie w równie szybkim tempie i nie widać końca tej samonakręcajacej się spirali.

Piekarz przyznaje, że po podwyżce z przełomu 2021 i 2022 roku wielu myślało, że najgorsze za nimi i gorzej już nie będzie, jednak okazało się, że sytuacja pogarsza się i to drastycznie. Przedsiębiorca przyznaje, że prowadzenie jakiejkolwiek firmy, nie tylko piekarni, wegług jakiegoś planu jest realnie coraz trudniejsze. Wskazuje, że aby się utrzymać piekarnie i cukiernie muszą znacząco podnosić ceny, żeby pokryć choćby rosnące koszty. Problem jest taki, że nie da się tego robić w nieskończoność bowiem w końcu ludzie przestaną kupować u nich pieczywo. Jak zauważa, ludzie coraz częściej decydują się na zakup mrożonego pieczywa gorszej jakości z marketów, które jest tańsze, zamiast świeżego z lokalnych niedużych piekarni, co pokazuje, że coraz wyraźniej rzemiosło przegrywa z przemysłem.

Niedawno, jak wskazuje Stowarzyszenie Producentów Pieczywa odpowiadające za 30 % krajowej produkcji pieczywa, dystrybutor gazu czyli Polska Spółka Gazownictwa miała poinformować, że w przypadku niedoborów surowca piekarnie nie otrzymają gazu w wymaganych ilościach, co wraz z brakami prądu spowoduje, że nie będą one w stanie wypiekać pieczywa. Jak zaznacza prezes SPP Jacek Górecki, uderzy to także w markety produkujące podpiekane pieczywo, które, choć potrzebuje mniej energii, to jednak także jest podpiekane a nie surowe. Górecki wskazał, że kilka miesięcy temu zaczęły się rozmowy z rządem mające na celu uznanie branży za odbiorców chronionych i choć początkowo urzędnicy mieli wykazać zrozumienie, to jednak ani rzeczowej odpowiedzi ani realnych działań nadal ze strony rządzących nie ma.


Source link

Ciekawostki

Dynia. Właściwości. Dlaczego warto ją jeść? Co zrobić z dyni?

000625MQEA8APQKP-C429.jpg


Dynia to najlepszy pomysł na początek jesieni – miano królowej tej pory roku zawdzięcza głównie swoim walorom odżywczym, które wspierają organizm, gdy za oknem robi się coraz chłodniej i wilgotniej. Co więcej – na uwagę zasługuje nie tylko miąższ, ale także pestki i wytwarzany z nich olej.

Wśród największych zalet dyni wymienia się m.in. fakt, że jest lekkostrawna i mało kaloryczna (100 g ma około 30 kalorii). Jest również źródłem wapnia, potasu, magnezu, cynku i selenu, a także witamin (A, C, E, B1, B2), alfa i betakarotenu, niacyny, kwasu foliowego. 

Pestki dyni są natomiast cennym źródłem białka, błonnika pokarmowego, witamin, nienasyconych kwasów tłuszczowych i kwasów fenolowych. Skubanie dyniowych pestek zaleca się, jeżeli chcemy obniżyć cholesterol całkowity (trójglicerydy i frakcję LDL), a podnieść stężenie frakcji HDL. Produkt ten obniża też glukozę, przez co zmniejsza ryzyko cukrzycy, a także działa antyoksydacyjnie.

Olej z pestek dyni (należy go spożywać na zimno, nie podgrzewać!) wpływa pozytywnie na gospodarkę lipidową – jest bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, karotenoidy, chlorofil, fitosterole i fosfolipidy, obniża ciśnienie krwi, przyspiesza gojenie się ran, zmniejsza ryzyko zawału, miażdżycy i udaru, a także zaćmy i nowotworów. Żeby jednak cieszyć się jego właściwościami, należy prawidłowo go przechowywać – w ciemnej butelce i zacienionym miejscu.

Dynia lubiana jest przez osoby, które próbują zrzucić kilka kilogramów. Ma mało kalorii, dostarcza organizmowi błonnik i odkwasza, a to sprzyja działaniom odchudzającym. Wspomniany błonnik wspiera również pracę jelit, oczyszcza je, ułatwia wypróżnianie, co z kolei wpływa na mniejszą obecność substancji rakotwórczych w układzie trawiennym.

Soki, musy i przeciery dyniowe zalecane są natomiast przy problemach z układem krążenia i nerkami, ponieważ mają działanie moczopędne. Zawarte w dyni witaminy E i A świetnie wpływają na cerę i zwalczają wolne rodniki, co oznacza, że spada ryzyko raka żołądka, piersi, płuc czy jelita grubego.

3600 zł mandatu. Turyści przecierali oczy ze zdumienia

Uważa się również, że kukurbitacyna z pestek dyni pomaga zwalczać pasożyty, a beta-karoten z miąższu zapobiega miażdżycy, zmniejsza ryzyko powstania zaćmy czy zespołu suchego oka. Dynię poleca się także kobietom w ciąży, gdy dolegają im wymioty i nudności – miąższ działa przeciwwymiotnie. Owoc jest cennym źródłem tryptofanu (aminokwasu), który bierze udział w powstawaniu serotoniny, czyli “hormonu szczęścia”, więc gorąca zupa nie tylko poprawia stan naszego zdrowia, ale i nastrój. Dyniowe składniki wspierają również układ odpornościowy, co jest szalenie ważne w okresie jesienno-zimowym.

Warto dodać, że ostrożność zaleca się diabetykom i osobom z insulinoopornością – dynia ma wysoki indeks glikemiczny.

Dynia dyni nierówna – chociaż hasło to brzmi jak banał, to dużo w nim prawdy. Sezon na dynie trwa od września do listopada i to właśnie wtedy bazarki i sklepowe półki zapełniają dynie wszelkich kształtów, rozmiarów i kolorów. Co ciekawe, chociaż uważamy je za warzywa, to z perspektywy botanicznej są owocami. 

Najogólniej dynie dzieli się na jadalne i ozdobne – te drugie mają o wiele mniej miąższu, a jeżeli go posmakujemy, będzie wyraźnie gorzki. Nie oznacza to jednak, że nie można przyrządzić z niego posiłku. Oto najbardziej znane odmiany dyń:

1. Za najsmaczniejszą i najzdrowszą odmianę uważa się dynię hokkaido – jest niewielka, najczęściej nie waży więcej niż 2 kg, ma twardą skórkę i orzechowy posmak. Nadaje się do deserów, zup, purée i zapiekanek. Frytki z niej są niezwykle chrupkie.

Frytki z dyni. Przepis 

2. Bodaj najbardziej popularna jest klasyczna dynia olbrzymia/zwyczajna, z której robi się ozdoby na Halloween. Jej miąższ nie ma wyraźnego smaku, więc nadaje się do dań dosyć mocno przyprawionych, z innym wyraźnym składnikiem.

3. Dynia makaronowa z wyglądu przypomina melona – również jest żółta, a jej nazwa nawiązuje do miąższu, który przypomina makaronowe nitki, co warto wykorzystać i użyć go jako zastępstwo dla klasycznej pasty lub zrobić placki dyniowe.

4. Dynia prowansalska (Muscat de Provence, dynia muszkatołowa) przyciąga wzrok swoim wyglądem – przypomina spłaszczony balonik, zielony z jasnymi plamkami z zewnątrz i pomarańczowy w środku. Trudno uzyskać z niej gładką masę po zblendowaniu, jednak nadrabia wytrzymałością – można ją przechowywać nawet kilka tygodni (w przeciwieństwie do dyni olbrzymiej, która psuje się już po kilku dniach).

Wyglądem bardzo podobna do dyni prowansalskiej jest dynia biała, która nie ciemnieje po obróbce, więc jeżeli macie ochotę na jasną zupę, to szukajcie w sklepie małej, jasnej kuli.

5. Dynia piżmowa (bladożółta lub zielona) kształtem przypomina większą gruszkę. Można ją jeść na surowo, ale świetnie nadaje się do zup, sosów, purée, gulaszy czy zapiekanek. Ta odmiana również jest wytrzymała i można przechowywać ją do 4. miesięcy.

6. Dynia delicata przypomina cukinię. Jak wskazuje nazwa, jest subtelna w smaku, nada się zatem do przygotowania deserów (ciast czy konfitur).

Przepisy na potrawy z dyni. Zobacz tutaj 

Dynia daje nam duże pole do popisu w kuchni i ma wiele zastosowań. Najbardziej uniwersalne są odmiany: piżmowa, zwyczajna, hokkaido, muszkatołowa i makaronowa. Można z nich przygotować niemal wszystko – zupy, kluski, purée, gulasze, placuszki, makarony, risotto, chleb i bułki. Warto również wypróbować dyni na słodko jako składnik lodów, gofrów, ciast, tart, naleśników dżemów i marmolad. Jesienią hitem jest też kawa dyniowo-korzenna.

Wiele osób zastanawia się również, jak jeść dynię? I tutaj nie ma raczej ograniczeń. 

Warzywo można poddać obróbce, zmielić, poszatkować lub zjeść na surowo – w tej formie najbardziej polecany jest miąższ z odmiany prowansalskiej, piżmowej i Piena Lunga di Napoli. Ta ostatnia powoli staje się popularna również w Polsce. Jest podłużna i “maczugowato” zakończona, jej waga sięga 15 kg, ma zieloną skórkę z szarymi smugami i niewielkie gniazda nasienne. 

Dlaczego zatem robi coraz większą karierę? Włoscy badacze z Instytutu Nauk o Żywności CNR odkryli kilka lat temu, że zawiera związki, które niszczą komórki rakowe, a dobre wieści szybko się rozchodzą.


Source link

Sport

PlusLiga: Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle znalazła zastępcę Kamila Semeniuka

fd8q3c8fje1o9s4tafo3tt15hmiuhj8f.jpg


W ten sposób została zamknięta kadra kędzierzynian na zbliżające się rozgrywki ekstraklasy.

 

„Niespełna 20-letni zawodnik pierwsze kroki w zawodowej siatkówce stawiał w bułgarskim klubie Neftochimik Burgas, gdzie spędził trzy sezony (2018/2019, 2019/2020 oraz 2020/2021), zdobywając wszystkie możliwe trofea w rozgrywkach krajowych, a także debiutując na parkietach siatkarskiej Ligi Mistrzów” – napisano w klubowym komunikacie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Amerykański rozgrywający trenuje z PGE Skrą Bełchatów

 

Przyjmujący grał też we włoskiej Serie A (Vero Volley Monza), ma za sobą występy w reprezentacji Bułgarii. Był w kadrze na trwające MŚ, ale w meczu w Polską nie zagrał.

 

„To dla mnie ogromna motywacja móc grać w takim klubie, w drużynie wielokrotnego mistrza Polski i dwukrotnego triumfatora Ligi Mistrzów. Oczywiście nad przejściem do Zaksy nie musiałem się zastanawiać, kiedy dzwoni do ciebie taki klub, jest to propozycja, na którą się czeka i której nie da się odrzucić” – powiedział Bułgar, cytowany w klubowych mediach.

 

 

Nowym szkoleniowcem mistrzów Polski (zastąpił Rumuna Gheorghe Cretu) jest były zawodnik Grupy Azoty Zaksy Fin Tuomas Sammelvuo. W przeszłości prowadził m.in. drużyny narodowe Finlandii i Rosji. Z tym drugim zespołem w 2019 roku wygrał Ligę Narodów oraz zdobył srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Zespół, który oficjalnie grał pod nazwą Rosyjski Komitet Olimpijski, przegrał w finale z Francją 2:3.

Kadra Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle na sezon 2022/2023:

rozgrywający: Marcin Janusz, Przemysław Stępień;

 

przyjmujący: Denis Karyagin, Adrian Staszewski, Aleksander Śliwka, Wojciech Żaliński;

 

środkowi: Norbert Huber, Tomasz Kalembka, Dmytro Paszycki, David Smith, Twan Wiltenburg;

 

atakujący: Łukasz Kaczmarek, Bartłomiej Kluth;

 

libero: Korneliusz Banach, Erik Shoji. 

AA, PAP

Przejdź na Polsatsport.pl


Source link

Świat

Reparacje od Niemiec. Niemiecka prasa komentuje

000DOMAK9QXISGW9-C429.jpg


“Partia rządząca PiS, jak zawsze gdy jest w opałach, inscenizuje kampanię przeciwko Niemcom” – pisze Reinhard Veser. PiS domaga się od Niemiec 1,3 bln euro, czyli trzykrotnej wartości tegorocznego budżetu państwa, tak jakby oba kraje nie były gospodarczo ściśle splecionymi ze sobą sojusznikami, którzy powinni zachować jedność w obliczu zagrożenia rosyjską agresją.

“To, co przewodniczący PiS Jarosław Kaczyński przedstawia jako postulat historycznej sprawiedliwości, jest w rzeczywistości preludium do kampanii wyborczej w roku 2023″ – ocenia autor.

Według niego Kaczyński wie, że opozycja, dla zasady oraz dlatego, że nie pociągnie za sobą większości swojego elektoratu, nie może zaakceptować tego żądania. To umożliwia PiS atakowanie przeciwników jako “popleczników niemieckich interesów”.

“Cyniczna instrumentalizacja pamięci o milionach zamordowanych może pomóc PiS jeszcze raz wygrać (wybory)” – konkluduje Veser.

“Władze w Warszawie wyliczyły: Niemcy są winni Polakom za zniszczenia podczas II wojny światowej 1,3 bln euro. Te pieniądze nigdy nie popłyną, ale rządowi (polskiemu) nie o to chodzi” – pisze Jan Puhl.

Autor przyznaje, że w wojnie przeciwko Polsce Hitlerowi chodziło nie tylko o obalenie polskiego rządu, opanowanie kraju i podporządkowanie sobie państwa i gospodarki, lecz o “morderczą akcję”. Niemcy zabijali planowo nie tylko ludność żydowską, lecz także wykształconych Polaków. Puhl określa kwotę 6,2 bln zł. mianem “fantazji”. Każdy z 38 mln Polaków otrzymałby przekaz na 34 000 euro.

“Pieniądze na taką skalę nigdy nie popłyną, ale rządowi nie o to w rzeczywistości chodzi. Na rok przed wyborami parlamentarnymi, w czasie inflacji i wojny, chodzi o polityczny i psychologiczny przekaz, który brzmi: Niemcy nie powinni nas pouczać. Nie jesteśmy w UE petentami. Świat jest nam coś winien” – czytamy w “Spieglu”.

PiS w 2023 będzie walczyło o trzecią kadencję. “Dawne antyniemieckie odruchy w nowych szatach mogą odegrać pewną rolę” – uważa autor przypominając, że polska prawica dawniej widziała w Niemcach “wiecznych rewizjonistów”, którzy “nigdy nie odłożyli stalowych hełmów do lamusa i tylko czekają na odzyskanie Śląska”.

Tego opowiadania niemal nikt w Polsce od lat już nie kupuje ze względu na bliskie gospodarcze i osobiste kontakty z Niemcami. Teraz Niemcy uważani są za “niejawnego hegemona” w Europie, który chełpi się tym, że poradził sobie z rasizmem i który uważa, że ma prawo wytykać innym krajom zaniedbania w postępowaniu z imigrantami i osobami homoseksualnymi. Celem PiS jest “moralny demontaż” hegemona, czyli Niemiec.

Politycy obozu rządowego z rozkoszą demaskują wyczekującą postawę Berlina wobec wojny w Ukrainie, podczas gdy Polska szybko i bezinteresownie dostarczyła broń. Polska przyjęła miliony ukraińskich uchodźców, a teraz wysunęła kwestię reparacji, winę Niemców, ich niezasłużone bogactwo zaraz po popełnionych zbrodniach wojennych.

“Przesłanie rządu z Warszawy brzmi: od Niemców nie musimy niczego wysłuchiwać. Przekaz trafia na dogodny grunt; 51 proc. Polaków uważa roszczenia reparacyjne za uzasadnione” – podsumowuje Jan Puhl w “Spieglu”.

Przedstawiona w Warszawie trzytomowa dokumentacja zawiera wiele godnych przypomnienia informacji o mordach i zniszczeniach dokonanych przez niemieckich okupantów w Polsce podczas II wojny światowej.

“Niemieccy politycy, którzy otrzymają trzy tomy, powinni odnieść się z szacunkiem do cierpień (Polaków). Trzy tomy nie są jednak podstawą do rzekomych reparacji na tę skalę, lecz jedynie materiałem do wykorzystania w walce wewnętrznej w Polsce” – pisze Florian Hassel.

Jego zdaniem kwestia reparacji między Niemcami a Polską jest od dziesięcioleci “wiążąco zamknięta”, chociaż Jarosław Kaczyński kwestionuje historyczne fakty. Jak dodaje, to nie przypadek, że PiS domaga się reparacji jedynie podczas imprez propagandowych, a nigdy nie wysłał noty dyplomatycznej w tej sprawie.

“Sytuacja PiS jest na rok przed wyborami nie najlepsza. Polityka partii rządzącej jest katastrofą – od oświaty, po sprawy zagraniczne. Polska jest w Europie izolowana jak nigdy od upadku komunizmu. Komisja Europejska wstrzymuje wypłatę dziesiątków miliardów euro, na które liczył Kaczyński. W PiS pozostał twardy elektorat mieszkający na wsi, pielęgnujący uprzedzenia i nie znający faktów historycznych. Temat reparacji skierowany jest do tego twardego elektoratu jako element antyniemieckiej kampanii, którą PiS od niemal dwóch dekad stale odgrzewa, gdy potrzebny jest nowy kozioł ofiarny mający tłumaczyć kolejne niepowodzenia” – podsumowuje Florian Hassel.

“Na wieść o tym, że 77 lat po zakończeniu wojny Polska domaga się 1,3 bln euro reparacji, wielu Niemców zaniemówiło” – pisze Christoph von Marschall. “Akcja Kaczyńskiego wynika z motywów politycznych” – tłumaczy autor.

“Elementem kampanii wyborczej PiS jest przedstawianie Polski jako ofiary złych mocy, a PiS jako jedynej siły odważnie broniącej narodu. A czy może być coś bardziej bohaterskiego niż wejście w spór z rzekomo dysponującymi przeważającą siłą Niemcami?” – pyta autor.

Christoph von Marschall zwraca uwagę, że żądania reparacji wyszły nie od prezydenta Andrzeja Dudy lecz od szefa partii PiS. Jego zdaniem kwota 1,3 bln euro jest także charakter polityczny, gdyż pomimo tego, że wydaje się być wysoka, to w stosunku do sześciu milionów polskich ofiar i zniszczeń, wcale taką nie jest.

Zdaniem autora możliwe są bardziej przekonujące reakcje polityczne na polskie żądania niż wypłata reparacji. Jego zdaniem chodzi o “traktowanie Polski jak równorzędnego partnera”. Jak przykład podaje spór o zanieczyszczenie Odry i zarzuca Niemcom “przedwczesne ferowanie wyroków na podstawie niepełnych danych”. Krytykuje niemieckie żądania rezygnacji z rozbudowy Odry jako trasy wodnej. “Polacy potrzebują Odry tak, jak Niemcy potrzebują Renu” – podkreśla komentator “Tagesspiegla”.

“Należy uczynić wszystko, aby Polacy mieli zaufanie do Niemiec w kwestiach dotyczących ich bezpieczeństwa. To byłby mocny wniosek z historii” – podsumowuje Christoph von Marschall.

Redakcja Polska Deutsche Welle

Jacek Lepiarz


Source link