imalopolska

najnowsze wiadomości

admin

admin

Świat

Sankcje powodem zmiany kierunków. Gdzie Rosjanie spędzają wakacje?

ijnyjz67cu28ar7t9m8d9dvmbtufwvs2.jpg


Dane dotyczące rezerwacji biletów firmy ForwardKeys, zajmującej się trendami w podróżach, pokazują 84-proc. wzrost liczby osób, które przyjadą do Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) z Rosji między pierwszym czerwca a 31 sierpnia 2022 r., w porównaniu z tym samym okresem w 2019 roku, czyli przed pandemią COVID-19 – podaje specjalizujący się w gospodarce portal Zawya.

 

Przy wyjazdach do Turcji wzrost ten wynosi 96 proc., a w przypadku Bahrajnu jest jeszcze wyższy – 122 proc. Arabia Saudyjska może spodziewać się skromnego 16-proc. wzrostu, a Egipt przyjmie 30 proc. więcej rosyjskich gości niż latem 2019 roku.

Sankcje nałożone na Rosję 

Wymierzone w Rosję sankcje obejmują zakaz lotów komercyjnych z Rosji, zablokowanie rosyjskim bankom dostępu do międzynarodowych systemów płatniczych, utrudniające Rosjanom dostęp do gotówki za granicą, oraz przejęcie części nieruchomości i jachtów należących do rosyjskich oligarchów.

 

ZOBACZ: Kremlowskie media omijają unijne sankcje. Rosyjski Sputnik ma działać w Niemczech

 

Sankcje nie przeszkadzają mieszkańcom tego kraju w podróżowaniu na zasadach takich jak te, które obowiązywały przed wojną, o ile dana osoba nie jest objęta restrykcjami, więc w wielu krajach Unii Europejskiej Rosjanie nadal mogą aplikować o wizy. Odwołane są bezpośrednie loty z Rosji do UE czy Stanów Zjednoczonych, ale nie znaczy to, że Rosjanie nie mogą lecieć do Paryża czy Londynu z przesiadką w Stambule, o ile oczywiście posiadają odpowiednią wizę.

Państwa przyjazne rosyjskim turystom 

Pewną przeszkodą w zagranicznych wyjazdach Rosjan są utrudnienia przy płatnościach kartami, jednak władze zarówno FR, jak i krajów przyjmujących, starają się je usunąć. Rosyjski system kartowy MIR, konkurujący na rosyjskim rynku z takimi potentatami jak Mastercard i Visa, jest już obsługiwany w dziewięciu krajach, w tym w Turcji i Wietnamie.

 

Również władze Egiptu, którego 15 proc. PKB stanowią przychody z turystyki, zamierzają zacząć akceptować karty Mir, o czym poinformował prezes Egipskiej Organizacji Bankowej (EBC) Tarek Rauf pod koniec czerwca br.

 

ZOBACZ: Wakacje za granicą. Adam Niedzielski mówi o ważności certyfikatów covidowych

 

Turyści z Rosji i Ukrainy stanowili zazwyczaj około 40 proc. plażowiczów w Egipcie – podaje egipskie ministerstwo turystyki, cytowane przez portal Al-Monitor. Według Rosyjskiej Agencji Turystyki po wznowieniu lotów do kurortów nad Morzem Czerwonym w ciągu ostatnich czterech miesięcy 2021 roku Egipt odwiedził prawie milion rosyjskich turystów, ale obłożenie hoteli w egipskich kurortach nad Morzem Czerwonym spadło o 35-40 proc. z powodu wojny na Ukrainie.

Dotkliwe straty innych państw 

Egipt może jednak liczyć na przejęcie części rosyjskich wczasowiczów kosztem m.in. Cypru. Oczekuje się bowiem, że w wyniku wojny na Ukrainie Cypr straci w tym roku około 600 mln euro. Prawie 14 proc. PKB tego kraju pochodzi z turystyki, a Rosjanie i Ukraińcy stanowili przed pandemią jedną piątą z ok. 4 mln odwiedzających. Z powodu sankcji w 2022 roku Rosjanie nie mogą już skorzystać z relatywnie krótkich bezpośrednich lotów i stąd wybierają raczej plaże w Egipcie i Turcji.

 

Adriatyckie kurorty w Chorwacji, Czarnogórze i Albanii oraz gospodarki tych państw, które przystąpiły do międzynarodowych sankcji przeciwko Rosji, również dotkliwie odczuwają nieobecność Rosyjskich turystów.

 

Agencja Reutera informuje, że z powodu sankcji “niemal zniknęły wszechobecne rosyjskie znaki” na czarnogórskim wybrzeżu, które w 2019 roku odwiedziło 380 tys. Rosjan, stanowiąc 15 proc. wszystkich odwiedzających.

 

ZOBACZ: Wakacje nad morzem. Czy za “parawaning” można dostać mandat?

 

Osoby zatrudnione w branży turystycznej tego kraju, stanowiącej zazwyczaj około 20 proc. PKB, mają nadzieję, że niektórzy rosyjscy turyści przyjadą latem przez Stambuł i Belgrad, jako że są to lotniska wciąż otwarte dla lotów z Rosji.

 

Również w sąsiedniej Chorwacji dostrzega się brak rosyjskich gości. W 2019 roku przybyło ich łącznie 154 tys., a w marcu, kwietniu i pierwszej połowie maja br. przybyło tylko około 4500.

 

Zamożniejsi rosyjscy turyści mogą na przedwojennych zasadach odwiedzić takie miejsca jak Kuba, Indonezja, Seszele czy Malediwy.

ap/PAP

Czytaj więcej


Source link

Polska

“Śniadanie Rymanowskiego”. Borys: Trybunał Stanu i Prokuratura dla Glapińskiego

yxcdk93v39foeaz62ukcbb6uvji93xv6.jpg


Każdy kto przewraca polską gospodarkę, osłabia złotego i powoduje, że rodziny nie są w stanie spiąć budżetu, musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Glapiński musi odejść. Są instytucje państwa, które o to zadbają – powiedział w “Śniadaniu Rymanowskiego” Piotr Borys z KO. Odniósł się w ten sposób do słów Donalda Tuska, który zapowiedział, że “prezes NBP będzie wyprowadzony”.

Gośćmi programu Bogdana Rymanowskiego są: Hanna Gill-Piątek (Polska 2050), Radosław Fogiel (PiS), Piotr Borys (PO), Artur Dziambor (Konfederacja). Robert Biedroń (Nowa Lewica), Marek Sawicki (PSL) i Andrzej Dera (Kancelaria Prezydenta). 

 

Prezes NBP Adam Glapiński powiedział niedawno, że rozważa pociągnięcie do odpowiedzialności Donalda Tuska. Był zbulwersowany wypowiedzią lidera PO, który “zapowiedział, że prezes będzie wyprowadzony”. 

“Prezes NBP oszukał Polaków”

– Wszyscy ci, którzy szkodzą interesowi publicznemu, o tym także mówi kodeks karny, mogą ponieść odpowiedzialność karną. To jest jedna z przesłanek, która może spowodować formalne odwołanie prezesa NBP – powiedział poseł Piotr Borys z KO. Ocenił, że sprawą Glapińskiego powinien zająć się Trybunał Stanu i prokuratura. 

 

– Dzisiaj prezes oszukał Polaków. Kiedy mówił, że nie będzie inflacji i stóp procentowych, Polacy mu uwierzyli. Jedynym, który mu nie uwierzył był premier Morawiecki. On w końcówce roku, za wiele mln zł kupił obligacje, które uchroniły jego oszczędności, a miliony Polaków straciły – dodał. 

 

ZOBACZ: Radosław Fogiel odpowiedział Donaldowi Tuskowi ws. 500 plus. Porównał go do pirata

 

Radosław Fogiel odpowiedział mu z kolei, że “prawo zostało złamane przez Platformę Obywatelską”. 

 

– PO, wiedząc w 2015 roku, że przegra wybory, wybrała niezgodnie z prawem sędziów Trybunału Konstytucyjnego na zapas. I teraz jest to samo. Donald Tusk chce bezprawnie odwoływać prezesa NBP – powiedział poseł PiS Radosław Fogiel.

 

Natomiast europoseł Robert Biedroń zauważył, że sytuacja jest skandaliczna.

 

– Ludzie tracą 11. i 12. pensję, renty, emerytury, bo inflacja im to pożera. A my mamy do czynienia z jakąś komedią ze strony tych, którzy powinni być odpowiedzialni. Prezes NBP powinien być najsmutniejszym i najbardziej rozsądnym człowiekiem na świecie. A jak słucham Glapińskiego to mam wrażenie, że ten facet to jest jakiś komik. I to chyba najlepiej opłacany na świecie. W ubiegłym roku zarobił milion zł – stwierdził polityk Nowej Lewicy. 

 

Tekst aktualizowany.

ml/Polsat News

Czytaj więcej


Source link

Ciekawostki

Tatry, Beskidy, Karkonosze. Czego nie wolno robić w górach? Największe grzechy polskich turystów

000FRCHM8IYDU8K6-C429.jpg


Wakacje to czas urlopów i wyjazdów. Niektórzy wybierają odpoczynek na plaży, inni wolą w tym czasie udać się na górskie wędrówki. Często zdarza się jednak, że osoby niedoświadczone i nieprzygotowane do tego typu aktywności na własne życzenie narażają na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale także innych – w tym ratowników, którzy udzielają im pomocy.

Większość wypadków w górach powodują bowiem nieodpowiedzialni turyści. Brak odpowiedniego przygotowania, a także sprzętu, ignorancja ostrzeżeń – to tylko kilka z licznych zaniedbań osób próbujących zdobywać górskie szczyty. Jakich błędów nie należy popełniać?

Przed wyjściem na górskie szlaki należy obowiązkowo sprawdzić prognozę dla okolicy w regionie gór oraz zorientować się, czy nie pojawiły się żadne ostrzeżenia. Trzeba pamiętać, że warunki atmosferyczne w górach potrafią zmieniać się z minuty na minutę. Czasem trudno nadążyć za aurą, która nawet w środku lata potrafi zafundować w Tatrach czy Karkonoszach zimowy epizod.

Jeśli nagła zmiana pogody w górach skończy się tylko przemoczonym ubraniem, wówczas możemy mówić o dużym szczęściu. Niestety, bywają sytuacje takie jak burza w Tatrach z 2019 r., która w rejonie Giewontu i innych miejscach najwyższego pasma Karpat przyniosła tragiczne rezultaty.

Przed wyprawą w góry warto więc sprawdzić pogodę w serwisach internetowych specjalizujących się w prognozowaniu warunków na szczytach. Do nich należą m.in.:

Nie od dziś wiadomo, że polskich turystów cechuje często ułańska fantazja. Są jednak pewne granice pomiędzy brawurą a głupotą. Turyści w klapkach w drodze na szczyt to zmora ratowników górskich, którzy od lat apelują, by w góry wybierać się z głową.

Obuwie to podstawa odpowiedzialnego wyjścia na szlak. Urazy nóg są jednymi z najczęstszych wypadków zgłaszanych przez turystów w górach. Zdarzają się sytuacje, kiedy teren jest niestabilny, podłoże sypkie i wówczas łatwo o wypadek. Jednak sporo urazów to efekt tego, że turyści wybierają się w góry w zwykłych butach sportowych, a nawet w klapkach, sandałach czy butach na koturnach.

Najczęstszą przyczyną wypadków w górach jest nieodpowiedzialność i brak przygotowania do wysokogórskich wypraw. Turyści często wychodzą w góry bez żadnego planu wędrówki. To jeden z najcięższych grzechów popełnianych przez osoby, które są na początkowym etapie swojej przygody z chodzeniem po górach.

Trzeba zatem pamiętać, że każde wyjście musi być zaplanowane. Warto też oszacować, ile czasu jest niezbędne i dołożyć do tego kilkadziesiąt minut zapasu na wypadek, gdyby stało się coś nieprzewidzianego.

Alkohol jest przyczyną wielu wypadków. Najczęściej mówi się o tych na drodze lub nad wodą. Promile są zagrożeniem także w górach. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę z niebezpieczeństw, jakie niesie za sobą wypicie kilku piw na wysokościach.

Jedno piwo wypite w schronisku na zakończenie dnia nie stanowi problemu. Komplikacje pojawią się przy większej ilości trunku zwłaszcza na trakcie wędrówki po górach, ponieważ znacznie spowalnia on czas reakcji i usypia czujność w momencie zagrożenia.

Alkohol w górach to równie istotna kwestia śmieci. Stosy porzuconych przez turystów puszek i butelek po napojach zalegają na szlakach, często w miejscach trudno dostępnych.

Wybierając się w góry powinniśmy mierzyć siły na zamiary. Wielu osobom wydaje się, że Tatry, Beskidy lub Karkonosze są łatwymi górami, a na szlakach nie czeka na nas żadne niebezpieczeństwo. Takie przekonanie prowadzi do tego, że niektórzy śmiałkowie nie zważając na wszelkie ograniczenia, udają się w góry bez odpowiedniego przygotowania.

Wspinaczka na Giewont jest tu najlepszym przykładem. To jeden z najbardziej obleganych tatrzańskich szczytów. Trasa wiedzie po wyślizganych skałach i trzeba mocno trzymać się łańcuchów i skał. Nie każdy ma na to siłę. Stopień trudności czy konieczność korzystania z łańcuchów powinny być naturalnymi ogranicznikami dla osób, które zdecydują się na górską wyprawę.

Zobacz też:

Omikron BA.5 jest bardziej niebezpieczny niż poprzednie wersje? Tych dwóch objawów nie wolno bagatelizować

Polsce grozi recesja. Eksperci wieszczą czarny scenariusz. Co to znaczy dla zwykłych obywateli?


Source link

Ciekawostki

Tatry, Beskidy, Karkonosze. Czego nie wolno robić w górach? Największe grzechy polskich turystów

000FRCHM8IYDU8K6-C429.jpg


Wakacje to czas urlopów i wyjazdów. Niektórzy wybierają odpoczynek na plaży, inni wolą w tym czasie udać się na górskie wędrówki. Często zdarza się jednak, że osoby niedoświadczone i nieprzygotowane do tego typu aktywności na własne życzenie narażają na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale także innych – w tym ratowników, którzy udzielają im pomocy.

Większość wypadków w górach powodują bowiem nieodpowiedzialni turyści. Brak odpowiedniego przygotowania, a także sprzętu, ignorancja ostrzeżeń – to tylko kilka z licznych zaniedbań osób próbujących zdobywać górskie szczyty. Jakich błędów nie należy popełniać?

Przed wyjściem na górskie szlaki należy obowiązkowo sprawdzić prognozę dla okolicy w regionie gór oraz zorientować się, czy nie pojawiły się żadne ostrzeżenia. Trzeba pamiętać, że warunki atmosferyczne w górach potrafią zmieniać się z minuty na minutę. Czasem trudno nadążyć za aurą, która nawet w środku lata potrafi zafundować w Tatrach czy Karkonoszach zimowy epizod.

Jeśli nagła zmiana pogody w górach skończy się tylko przemoczonym ubraniem, wówczas możemy mówić o dużym szczęściu. Niestety, bywają sytuacje takie jak burza w Tatrach z 2019 r., która w rejonie Giewontu i innych miejscach najwyższego pasma Karpat przyniosła tragiczne rezultaty.

Przed wyprawą w góry warto więc sprawdzić pogodę w serwisach internetowych specjalizujących się w prognozowaniu warunków na szczytach. Do nich należą m.in.:

Nie od dziś wiadomo, że polskich turystów cechuje często ułańska fantazja. Są jednak pewne granice pomiędzy brawurą a głupotą. Turyści w klapkach w drodze na szczyt to zmora ratowników górskich, którzy od lat apelują, by w góry wybierać się z głową.

Obuwie to podstawa odpowiedzialnego wyjścia na szlak. Urazy nóg są jednymi z najczęstszych wypadków zgłaszanych przez turystów w górach. Zdarzają się sytuacje, kiedy teren jest niestabilny, podłoże sypkie i wówczas łatwo o wypadek. Jednak sporo urazów to efekt tego, że turyści wybierają się w góry w zwykłych butach sportowych, a nawet w klapkach, sandałach czy butach na koturnach.

Najczęstszą przyczyną wypadków w górach jest nieodpowiedzialność i brak przygotowania do wysokogórskich wypraw. Turyści często wychodzą w góry bez żadnego planu wędrówki. To jeden z najcięższych grzechów popełnianych przez osoby, które są na początkowym etapie swojej przygody z chodzeniem po górach.

Trzeba zatem pamiętać, że każde wyjście musi być zaplanowane. Warto też oszacować, ile czasu jest niezbędne i dołożyć do tego kilkadziesiąt minut zapasu na wypadek, gdyby stało się coś nieprzewidzianego.

Alkohol jest przyczyną wielu wypadków. Najczęściej mówi się o tych na drodze lub nad wodą. Promile są zagrożeniem także w górach. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę z niebezpieczeństw, jakie niesie za sobą wypicie kilku piw na wysokościach.

Jedno piwo wypite w schronisku na zakończenie dnia nie stanowi problemu. Komplikacje pojawią się przy większej ilości trunku zwłaszcza na trakcie wędrówki po górach, ponieważ znacznie spowalnia on czas reakcji i usypia czujność w momencie zagrożenia.

Alkohol w górach to równie istotna kwestia śmieci. Stosy porzuconych przez turystów puszek i butelek po napojach zalegają na szlakach, często w miejscach trudno dostępnych.

Wybierając się w góry powinniśmy mierzyć siły na zamiary. Wielu osobom wydaje się, że Tatry, Beskidy lub Karkonosze są łatwymi górami, a na szlakach nie czeka na nas żadne niebezpieczeństwo. Takie przekonanie prowadzi do tego, że niektórzy śmiałkowie nie zważając na wszelkie ograniczenia, udają się w góry bez odpowiedniego przygotowania.

Wspinaczka na Giewont jest tu najlepszym przykładem. To jeden z najbardziej obleganych tatrzańskich szczytów. Trasa wiedzie po wyślizganych skałach i trzeba mocno trzymać się łańcuchów i skał. Nie każdy ma na to siłę. Stopień trudności czy konieczność korzystania z łańcuchów powinny być naturalnymi ogranicznikami dla osób, które zdecydują się na górską wyprawę.

Zobacz też:

Omikron BA.5 jest bardziej niebezpieczny niż poprzednie wersje? Tych dwóch objawów nie wolno bagatelizować

Polsce grozi recesja. Eksperci wieszczą czarny scenariusz. Co to znaczy dla zwykłych obywateli?


Source link

Ciekawostki

Wakacje i urlop. Jak nie przytyć? Sześć najważniejszych rad dietetyków

000CQSNOV9K50KVR-C429.jpg


Przybieranie na wadze w trakcie urlopu jest zmorą niejednej osoby. Miesiącami walczymy o to, by latem prezentować się jak najlepiej. A potem przez odrobinę wypoczynku i rozluźnienie zasad odżywiania wychodzi na to, że cała ciężka praca idzie na marne. Najważniejsze, by w trakcie wakacji pamiętać o kilku cennych wskazówkach, które sugerują dietetycy. Sprawdźmy, jak nie przytyć na urlopie w sześciu prostych krokach.

Zdarza się, że w trakcie wakacji porywa nas wir nowych wrażeń. Nie powinniśmy jednak w tym czasie zapominać o regularnych posiłkach. Zaleca się spożywanie 3-5 posiłków dziennie. Do tego niezależnie od pory wstania bardzo ważne jest śniadanie. Powinno ono napędzić nasz organizm do działania od samego rana. Dlatego też śniadanie powinno się jeść najpóźniej godzinę po przebudzeniu.

Pomijanie śniadania przyczynia się do problemów z kontrolowaniem masy ciała. Wszystko przez spadki energii, które powodują wzrost uczucia głodu. Według dietetyków śniadanie powinno stanowić ¼ dziennej podaży energii. Dobrze zbilansowane śniadanie jest w stanie utrzymać w nas poczucie sytości przez kolejne 4 godziny.

Często zdarza nam się wybierać wczasy z opcją all inclusive. Nic dziwnego, nie musimy się wtedy przejmować żywieniem. Problem polega jednak na tym, żeby wszelkie dostępne przekąski spożywać z głową. Dlatego też dbajmy o zróżnicowanie posiłków na naszym talerzu. Niech pojawiają się na nim warzywa albo owoce. Są dobrym wsparciem w napełnieniu żołądka.

Owoce są również dobrym rozwiązaniem na szybką i słodką przekąskę. Oprócz tego są soczyste, nawadniają organizm i dostarczają naturalne cukry. Nawet jeśli nie mamy ochoty na owoce w swojej naturalnej formie, nic nie stoi na przeszkodzie wzięcia sorbetu lub smoothie. Według dietetyków dziennie powinniśmy spożywać minimum 400 gramów warzyw lub owoców. Nie jest to dużo, jeśli spojrzymy na sposoby, w jakie owoce i warzywa mogą zostać serwowane.

Owoce i warzywa wykorzystywane w naszym jadłospisie nie są wszystkim, o co powinniśmy zadbać. Ważne jest, byśmy nie popadli w żywieniową rutynę. Przy natłoku codziennych zadań nie zwracamy uwagi na monotonię w naszym jadłospisie. W trakcie urlopu starajmy się więc codziennie spożywać coś innego, lecz z głową. Unikajmy tłustych, mocno słonych lub słodkich posiłków i przekąsek. Starajmy się korzystać z ofert, gdzie serwują owoce, warzywa oraz ryby.

Wspomnieliśmy przy różnorodnych posiłkach o omijaniu zbyt słodkich przekąsek. To samo tyczy się napojów. Słodzone napoje są pustymi kaloriami, które nie gaszą pragnienia oraz nie powodują sytości. Jeszcze gorzej jest w sytuacji spożywania napojów gazowanych. Słodzone napoje gazowane mogą dostarczyć tyle samo kilokalorii, co pełnowartościowy obiad. Dlatego, jeśli zależy nam na nawadnianiu organizmu, spożywajmy wodę. Dla urozmaicenia możemy dodać cytrynę lub miętę.

Dietetycy szacują, że w typowy ciepły dzień powinniśmy spożywać 2-2,5 litra płynów. Pamiętajmy również, że im wyższa temperatura powietrza, tym szybciej wypacamy wodę z organizmu. Dlatego też w upały pijmy więcej, nawet w okolicach 4 litrów na dobę.

Urlop jest idealnym czasem na zwiększenie swojej aktywności fizycznej. W ciągu roku często przez natłok innych obowiązków nie mamy na to czasu. Wakacje są idealnym czasem na długie spacery oraz zwiedzanie, korzystanie z atrakcji wodnych czy wspinaczki po górach. Niektórzy jednak korzystają z urlopu w sposób bardziej leniwy, spędzając cały czas w hotelu. Ten sposób odpoczynku każdemu się przyda, lecz nie przez cały okres wolnego.

Odpoczynek na leżaku z przekąskami nie należy do najlepszych pomysłów, jeśli chcemy dbać o naszą wagę. Dlatego też warto z głową rozplanować przynajmniej część swojego czasu wolnego. Możemy większość czasu spędzić w hotelu, ale skorzystajmy z siłowni czy basenu. Nie bójmy się na kilka godzin wyjść, by pozwiedzać okolice. Każda aktywność będzie wspierać nasz organizm w zachowaniu odpowiedniej wagi.

Może nam się wydawać, że nasze samopoczucie nie ma nic do naszej masy ciała. Niestety możemy się tutaj mocno mylić. Nadmiar stresu motywuje naszą podświadomość, by znaleźć jak najszybciej ukojenie. Część osób znajduje je w jedzeniu, co nie jest dobrym sygnałem. W związku z tym, skoro mamy już wakacje, starajmy się odpocząć od negatywnych myśli. Dzięki temu zmniejszymy szansę na przytycie.

Nawet jeśli zadbaliśmy o wszystkie wcześniej wspomniane punkty, ważne jest, byśmy nie dali się zwariować. I to nie tylko w trakcie pobytu na letnim wypoczynku. Nie powinniśmy od razu po powrocie z wakacji wchodzić na wagę, gdyż wynik może być niemiarodajny. Dlaczego? Podczas urlopu nieregularnie chodzimy do toalety. Może również nastąpić zatrzymanie się wody w organizmie. Dlatego też najlepiej będzie sprawdzić wagę po tygodniu od powrotu.

***

Czytaj także:

Były współpracownik Tomasza Lisa: Nigdy nie zachowywał się jak mobber


Source link

Ciekawostki

Wakacje i urlop. Jak nie przytyć? Sześć najważniejszych rad dietetyków

000CQSNOV9K50KVR-C429.jpg


Przybieranie na wadze w trakcie urlopu jest zmorą niejednej osoby. Miesiącami walczymy o to, by latem prezentować się jak najlepiej. A potem przez odrobinę wypoczynku i rozluźnienie zasad odżywiania wychodzi na to, że cała ciężka praca idzie na marne. Najważniejsze, by w trakcie wakacji pamiętać o kilku cennych wskazówkach, które sugerują dietetycy. Sprawdźmy, jak nie przytyć na urlopie w sześciu prostych krokach.

Zdarza się, że w trakcie wakacji porywa nas wir nowych wrażeń. Nie powinniśmy jednak w tym czasie zapominać o regularnych posiłkach. Zaleca się spożywanie 3-5 posiłków dziennie. Do tego niezależnie od pory wstania bardzo ważne jest śniadanie. Powinno ono napędzić nasz organizm do działania od samego rana. Dlatego też śniadanie powinno się jeść najpóźniej godzinę po przebudzeniu.

Pomijanie śniadania przyczynia się do problemów z kontrolowaniem masy ciała. Wszystko przez spadki energii, które powodują wzrost uczucia głodu. Według dietetyków śniadanie powinno stanowić ¼ dziennej podaży energii. Dobrze zbilansowane śniadanie jest w stanie utrzymać w nas poczucie sytości przez kolejne 4 godziny.

Często zdarza nam się wybierać wczasy z opcją all inclusive. Nic dziwnego, nie musimy się wtedy przejmować żywieniem. Problem polega jednak na tym, żeby wszelkie dostępne przekąski spożywać z głową. Dlatego też dbajmy o zróżnicowanie posiłków na naszym talerzu. Niech pojawiają się na nim warzywa albo owoce. Są dobrym wsparciem w napełnieniu żołądka.

Owoce są również dobrym rozwiązaniem na szybką i słodką przekąskę. Oprócz tego są soczyste, nawadniają organizm i dostarczają naturalne cukry. Nawet jeśli nie mamy ochoty na owoce w swojej naturalnej formie, nic nie stoi na przeszkodzie wzięcia sorbetu lub smoothie. Według dietetyków dziennie powinniśmy spożywać minimum 400 gramów warzyw lub owoców. Nie jest to dużo, jeśli spojrzymy na sposoby, w jakie owoce i warzywa mogą zostać serwowane.

Owoce i warzywa wykorzystywane w naszym jadłospisie nie są wszystkim, o co powinniśmy zadbać. Ważne jest, byśmy nie popadli w żywieniową rutynę. Przy natłoku codziennych zadań nie zwracamy uwagi na monotonię w naszym jadłospisie. W trakcie urlopu starajmy się więc codziennie spożywać coś innego, lecz z głową. Unikajmy tłustych, mocno słonych lub słodkich posiłków i przekąsek. Starajmy się korzystać z ofert, gdzie serwują owoce, warzywa oraz ryby.

Wspomnieliśmy przy różnorodnych posiłkach o omijaniu zbyt słodkich przekąsek. To samo tyczy się napojów. Słodzone napoje są pustymi kaloriami, które nie gaszą pragnienia oraz nie powodują sytości. Jeszcze gorzej jest w sytuacji spożywania napojów gazowanych. Słodzone napoje gazowane mogą dostarczyć tyle samo kilokalorii, co pełnowartościowy obiad. Dlatego, jeśli zależy nam na nawadnianiu organizmu, spożywajmy wodę. Dla urozmaicenia możemy dodać cytrynę lub miętę.

Dietetycy szacują, że w typowy ciepły dzień powinniśmy spożywać 2-2,5 litra płynów. Pamiętajmy również, że im wyższa temperatura powietrza, tym szybciej wypacamy wodę z organizmu. Dlatego też w upały pijmy więcej, nawet w okolicach 4 litrów na dobę.

Urlop jest idealnym czasem na zwiększenie swojej aktywności fizycznej. W ciągu roku często przez natłok innych obowiązków nie mamy na to czasu. Wakacje są idealnym czasem na długie spacery oraz zwiedzanie, korzystanie z atrakcji wodnych czy wspinaczki po górach. Niektórzy jednak korzystają z urlopu w sposób bardziej leniwy, spędzając cały czas w hotelu. Ten sposób odpoczynku każdemu się przyda, lecz nie przez cały okres wolnego.

Odpoczynek na leżaku z przekąskami nie należy do najlepszych pomysłów, jeśli chcemy dbać o naszą wagę. Dlatego też warto z głową rozplanować przynajmniej część swojego czasu wolnego. Możemy większość czasu spędzić w hotelu, ale skorzystajmy z siłowni czy basenu. Nie bójmy się na kilka godzin wyjść, by pozwiedzać okolice. Każda aktywność będzie wspierać nasz organizm w zachowaniu odpowiedniej wagi.

Może nam się wydawać, że nasze samopoczucie nie ma nic do naszej masy ciała. Niestety możemy się tutaj mocno mylić. Nadmiar stresu motywuje naszą podświadomość, by znaleźć jak najszybciej ukojenie. Część osób znajduje je w jedzeniu, co nie jest dobrym sygnałem. W związku z tym, skoro mamy już wakacje, starajmy się odpocząć od negatywnych myśli. Dzięki temu zmniejszymy szansę na przytycie.

Nawet jeśli zadbaliśmy o wszystkie wcześniej wspomniane punkty, ważne jest, byśmy nie dali się zwariować. I to nie tylko w trakcie pobytu na letnim wypoczynku. Nie powinniśmy od razu po powrocie z wakacji wchodzić na wagę, gdyż wynik może być niemiarodajny. Dlaczego? Podczas urlopu nieregularnie chodzimy do toalety. Może również nastąpić zatrzymanie się wody w organizmie. Dlatego też najlepiej będzie sprawdzić wagę po tygodniu od powrotu.

***

Czytaj także:

Były współpracownik Tomasza Lisa: Nigdy nie zachowywał się jak mobber


Source link

Świat

Wojna na Ukrainie. Jak zmieni się Unia Europejska. Wywiad Paweł Świeboda

000FRC5PB1966DAC-C429.jpg


Łukasz Rogojsz, Interia: Ukraina oficjalnym kandydatem do UE. To rzeczywiście historyczny moment czy zagranie PR-owe, za którym nie pójdą dalsze kroki? Kandydatem można przecież być w nieskończoność.

Paweł Świeboda, były wiceszef Europejskiego Centrum Strategii Politycznej w Komisji Europejskiej:  Formalnie tak, ale okoliczności są bezprecedensowe. Jeżeli tylko Ukraina rzeczywiście wejdzie na ścieżkę odbudowy, to Unia nie będzie miała, z moralnego punktu widzenia, innego rozwiązania, jak wywiązać się ze swojej obietnicy. To nie będzie łatwy proces, ale jego sukces będzie także miarą skuteczności Unii. Jeżeli uda się przeprowadzić rozszerzenie o Ukrainę, to poniekąd dla Unii “wszystko będzie możliwe”. 

Nie jest tajemnicą, że wiele państw unijnych było i nadal jest przeciwnych nadaniu Ukrainie statusu państwa kandydackiego. Ustąpiły, ponieważ wiedzą, że droga Kijowa do UE zajmie nie lata, ale dekady, więc to problem odroczony w czasie?

– Sceptycy ustąpili, ponieważ dotarło do nich, że radykalnie zmieniła się sytuacja geopolityczna, a decyzja o nadaniu lub nie statusu kandydackiego Ukrainie jest najważniejszą rzeczą, którą Unia może zrobić w reakcji na rosyjską agresję. Spośród wszystkich możliwych posunięć to właśnie nadanie Ukrainie statusu kandydata może mieć największy wpływ na rozwój sytuacji.

Tylko co dalej? Przecież UE nie zacznie negocjacji akcesyjnych z krajem w stanie wojny.

– To rzeczywiście ciężko sobie wyobrazić, chociaż wstępne rozmowy mogą się toczyć. Wiele rzeczy będzie do przygotowania – chociażby same zasady rozmów, ich zakres, terminarz dostosowania, który Ukraina będzie musiała zrealizować. To wszystko może zacząć się zanim ruszą właściwe negocjacje. Trzeba pamiętać, że rozmowy akcesyjne dotyczą “jedynie” terminu przyjęcia przez kraj kandydujący zobowiązań i reguł prawa europejskiego. Ukraina może chcieć wynegocjować okresy przejściowe, pozwalające jej na dłuższy okres dostosowania, ale nie może zmienić substancji zasad obowiązujących w Unii.

Nadanie statusu członka to ważna kwestia, ale Ukraina potrzebuje dzisiaj przede wszystkim wsparcia finansowego i militarnego. Zwłaszcza, że sytuacja na froncie w Donbasie staje się coraz trudniejsza dla Kijowa. Tutaj UE też stanie na wysokości zadania?

– Przygotowywany jest niezwykle ambitny plan wsparcia odbudowy Ukrainy, aczkolwiek prawdą jest, że ustanie działań wojennych jest niezbędnym warunkiem prawdziwiej stabilizacji. Zwłaszcza kapitał prywatny nie zaangażuje się w rzeczywistym stopniu, dopóki nie będzie miał dobrych perspektyw zwrotu z inwestycji. A patrząc przez pryzmat naszych własnych doświadczeń, to właśnie kapitał zagraniczny ma olbrzymie znaczenie jakościowe w transformacji, w tym poprzez wdrożenie nowych technologii.

Nadanie statusu kandydackiego Ukrainie to też duża zmiana dla UE. Po czterech miesiącach wojny Unia przyjęła już do wiadomości, że końca historii nie ma i nie będzie?

– Odkąd teoria końca historii została wylansowana, UE była przekonana, że sama jest wyznacznikiem biegu historii i sama kształtuje nowe trendy.

Nie powie mi pan, że inwazja na Ukrainę nie była dla UE zimnym prysznicem.

– To na pewno był dla UE moment strategicznego przebudzenia. Unia ma dzisiaj jasność, że model globalnej współpracy, opartej na międzynarodowym handlu i instytucjach wielostronnych mocno się skomplikował, żeby nie powiedzieć dosadniej.

I co teraz?

– Najpewniej świat będzie podzielony na różne regiony, w ramach których liberalna współpraca – a UE jest jej największym piewcą – będzie kontynuowana. Rzecz w tym, że obszar, na którym będzie to możliwe, wyraźnie się skurczył.

UE mocno to odczuje? Straci na tym?

– Krótkookresowo tak, bo Unia jest największym blokiem handlowym z otwartą gospodarka, zależną od eksportu. Skutki już są zresztą widoczne. Niemcy zaczęły odnotowywać deficyt handlowy, co jeszcze niedawno byłoby nie do pomyślenia. Można mieć z kolei nadzieję, że skoro relacje ze światem zewnętrznym się skomplikowały, to Unia zaangażuje się bardziej w budowę rynku wewnętrznego, gdzie nadal wiele pozostaje do zrobienia. To byłby najbardziej pozytywny scenariusz, jaki można sobie wyobrazić.

Dla UE to zaskakująca i bolesna lekcja, że globalna gospodarka, wspólne interesy, współpraca na wielu polach, to dzisiaj jednak nie wszystko. Czasy brutalnej siły przeliczanej na czołgi i karabiny wcale nie minęły.

– Nie ulega wątpliwości, że właśnie to jest momentem strategicznego przebudzenia, kiedy UE musi sobie zdać sprawę, że realia twardej siły ponownie się liczą. Wbrew nadziejom, że będzie inaczej. Natomiast nie jest też tak, że UE zupełnie pozbywa się swoich dotychczasowych założeń. Wiceszef Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis mówił pod koniec marca, że UE nadal chce rozwijać handel z krajami, z którymi będzie jej politycznie po drodze. Ten obszar nadal jest ogromny. Kluczowe pytanie brzmi dziś, jak ułoży się współpraca z Chinami w konsekwencji tego, co dzieje się w Rosji. Bo sama Rosja ewidentnie wypada z tej puli na długie lata.

Jest pan przekonany? Lobby wielkiego biznesu w czołowych krajach UE już dąży do tego, żeby przywrócić relacje z Rosją tak szybko, jak to tylko możliwe.

– Niektórzy mogą mieć takie nadzieje, bo pod względem liczby ludności Rosja to rynek wielkości jednej trzeciej unijnego. Producenci dóbr konsumpcyjnych mogą liczyć na znaczące zainteresowanie zachodnimi produktami. Ale każdy musi jednocześnie liczyć się z tym, że będzie na cenzurowanym ze strony konsumentów w Europie. Informacje o tym, jakie firmy pozostały w Rosji cały czas są dla nich obciążeniem wizerunkowym. W innych obszarach, po wycofaniu się większości firm energetycznych, możliwości jest dużo mniej, bo rosyjska gospodarka nie należy do najbardziej zaawansowanych technologicznie.

Co z przyszłością samej UE? Po 24 lutego Unia skoryguje swój dotychczasowy kurs? Przykładowo, jest szansa powrotu do koncepcji unijnych sił zbrojnych?

– Korekta kursu będzie – już zresztą jest – widoczna zwłaszcza w dwóch obszarach. Pierwszy to obronność i bezpieczeństwo, drugi – energetyka. W przypadku obronności zwiastunem nadchodzącej zmiany jest postawa Niemiec, które doinwestowują armię kwotą 100 mld euro. To kierunek, w którym prędzej czy później pójdzie reszta krajów UE.

Dlaczego? Pierwszy wywołany wojną szok już minął, a większość krajów nie wykonała aż tak zdecydowanych ruchów jak Niemcy.

– Tu nie chodzi o sam szok, co o koniec pacyfistycznej wizji świata, którą miała UE. W Brukseli myślano, że na drodze negocjacji, wspólnych rozwiązań i dzielenia się suwerennością można zapewnić pokój na świecie. Rosja udowodniła Unii, że nie można. O ile ta zasada nadal obowiązuje wewnątrz UE, to już w jej relacjach ze światem zewnętrznym – nie. Mając tę wiedzę UE musi podjąć działania. Kraje członkowskie mają środki, żeby dostosować się w sferze obronności do wymagań nowych, trudniejszych czasów. Potrzeba tylko woli politycznej. Dlatego Niemcy, najpotężniejszy kraj UE, są tutaj tak ważnym przykładem.

Mają środki, ale wolą je inwestować w inne obszary, głównie gospodarcze. Ostatnie dekady to poważna zapaść potencjału obronnego największych europejskich państw. Dzisiaj rzuca się to w oczy chociażby po problemach, jakie mają z udzieleniem pomocy wojskowej Ukrainie.

– Największym problemem jest rozdrobnienie. Unia wydaje wcale nie takie małe sumy na obronność, ale jej siły zbrojne mają dużo mniejsze możliwości niż amerykańskie, bo każdy kraj kupuje inny rodzaj uzbrojenia. Gdyby udało się ujednolicić zakupy publiczne, byłby to absolutny przełom. Problemem jest oczywiście to, że nie wszyscy mają taki sam udział w przemyśle obronnym. Potrzebny byłby więc bardziej wyrafinowany pakiet, obejmujący również inne dziedziny gospodarki tak, aby wszystkie kraje Unii widziały w tym dla siebie interes.

Polska tej wiosny przyjęła ustawę o obronie ojczyzny, która zakłada zwiększenie finansowania armii do co najmniej 3 proc. PKB. Dla większości liderów UE to abstrakcyjna kwota. Tyle że bez zwiększenia finansowania kraje unijne nie zmodernizują swoich sił zbrojnych.

– Tak, zwiększenie wydatków jest absolutnie niezbędne. Ale równie ważne jest, jak te pieniądze będą wydatkowane. Mrzonką jest być może wspólny europejski budżet na obronność, który byłby inwestowany tak, aby zapewnić maksymalny poziom bezpieczeństwa całej Unii. Jednak im bardziej się do niego zbliżymy, tym lepiej. I odwrotnie, jeżeli każdy kraj nadal będzie realizował zakupy obronne nie biorąc pod uwagę tego, co robią inni, będziemy niepotrzebnie tracić dużo pieniędzy.

Dobrze, a co z energetyką? Wspomniał pan, że to drugi z obszarów, w których dojdzie do poważnych korekt.

– Tutaj też dokonuje się rewolucja, a nawet rewolucja w rewolucji. UE już przed wojną jako jeden ze swoich priorytetów uznawała przestawienie się na gospodarkę niskoemisyjną. Później doszła kwestia jak najszybszego uniezależnienia się od rosyjskich surowców energetycznych. To dodatkowy, gigantyczny impuls, jeśli chodzi o inwestycje w odnawialne źródła energii i nowe technologie. Kiedy UE zdoła energetycznie odciąć się od Rosji, a przynajmniej radykalnie ograniczyć jej wpływy w tym obszarze, również pokusa czy konieczność utrzymywania politycznych relacji z Kremlem mocno osłabnie.

Rewolucja w rewolucji dokonała się też w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Można odnieść wrażenie, że inwazja Rosji na Ukrainę stanowiła ich całkowity reset.

– Tu dokonał się pewnego rodzaju cud, bo relacje transatlantyckie miały się źle od dłuższego czasu. Wielka w tym zasługa Donalda Trumpa i prowadzonej przez niego polityki. Teraz te relacje odżywają, mamy do czynienia z odkrywaniem się na nowo Ameryki i Europy. Bezprecedensowy wymiar ma także odbudowa znaczenia NATO.

Co z tego “odkrywania się na nowo” wyniknie?

– Przede wszystkim świadomość, że UE i Stany Zjednoczone nadal łączą wielkie, strategiczne interesy. Są nimi ochrona wartości demokratycznych i ładu międzynarodowego. Przełom, o którym rozmawiamy, był możliwy w dużej mierze dzięki temu, że Europa zrozumiała istotę rozwiązań zapewnianych przez NATO. Te kraje unijne, które utrzymywały dystans wobec NATO, dzisiaj wiedzą, że twarde gwarancje bezpieczeństwa i instytucje działające w tym obszarze są niezbędne. Bo europejska tożsamość obronna nie pojawi się z dnia na dzień, a pełnowymiarowa wojna to bieżąca rzeczywistość, a nie kartka z podręcznika historii.

Najbliższe lata, a być może nawet dekady, to unijno-amerykański tandem, który będzie stać na straży zachodnich, demokratycznych wartości?

– Zdecydowanie tak, dlatego że jest między nami w tej chwili najmniej różnic od 30 lat, od czasów “zimnej wojny”. Realizowana przez Waszyngton po 1989 roku doktryna interwencjonizmu, z zaangażowaniem w Iraku czy Afganistanie na czele, nie cieszyła się poparciem większości państw europejskich. Dzisiaj wiemy, że Stany Zjednoczone same się z niej wycofały. W związku z tym, jest dużo mniej możliwych napięć między Ameryką i Europą. Zwłaszcza, że łączy nas potrzeba zabezpieczenia wschodniej flanki NATO i strategicznych interesów w Eurazji. Amerykanie będą również na pewno próbowali naciskać na UE, żeby była bardziej stanowcza w relacjach z Chinami.

Coś za coś?

– Tak, ale teraz Waszyngton będzie mieć większe szanse dopiąć swego. Do tej pory UE w sporze o globalne przywództwo była gdzieś pomiędzy Ameryką i Chinami, próbowała utrzymywać z Pekinem konstruktywne relacje. Natomiast dzisiaj Amerykanie na pewno będą naciskać, żeby, zwłaszcza w obszarze nowych technologii, skupić się na relacjach z nimi. Dlatego widzę bardzo duże szanse, żeby ład transatlantycki został odnowiony w sposób, jaki nie był możliwy od końca “zimnej wojny”.

Może po inwazji Rosji na Ukrainę UE w “sporze o globalne przywództwo” zechce być bardziej graczem niż biernym widzem? Unia zyskała świadomość własnej siły?

– UE nabrała dużo pewności siebie, dojrzała. Jest bardziej przekonana, że jej metody działania są metodami właściwymi i skutecznymi. Wojna w Ukrainie pozwoliła UE przezwyciężyć syndrom własnej słabości, widoczny od czasu kryzysu finansowego z 2008 roku. Dzisiaj wizje dezintegracyjne są zjawiskiem marginalnym, a kierunek rozwoju na najbliższe lata jest jasny. Unia odnowiła swoją atrakcyjność, co widzimy chociażby po liście państw chętnych do zasilenia szeregów Wspólnoty.

Skoro UE “nabrała dużo pewności siebie”, to może w przyszłości stanie się już nie tylko sojuszem gospodarczym, ale gospodarczo-militarnym?

– Myślę, że jednak nie. Unia pozostanie mocarstwem gospodarczym, bo to gospodarka stanowi o jej sile, jest jej głównym fundamentem. Niemniej ukraińska lekcja zapewne skłoni Brukselę do przynajmniej koordynowania tego, co robią państwa członkowskie w zakresie bezpieczeństwa i obronności. W połączeniu z odbudową w szeregach UE wiary i zaufania do NATO, pozwala to z dużo większym spokojem patrzeć w przyszłość.

Mamy za sobą sześć pakietów unijnych sankcji wobec Rosji, ale wszyscy zadają sobie pytanie, jak długo UE wytrzyma w tak ostrym reżimie sankcyjnym. Powrót do modelu “business as usual” jest dla wielu środowisk politycznych i gospodarczych w UE kuszącą opcją.

– Moim zdaniem, nie dojdzie do tego. Decyzje dotyczące przekierowania europejskiego modelu energetycznego mają trwały charakter, a wywrą znaczący wpływ również na sferę polityczną. UE może nie zmienia swojego zdania z dnia na dzień, ale jeśli już zmieni, to trwa przy nim stanowczo.

Kluczem jest tu tempo zmian, bo wojna toczy się tu i teraz, a UE codziennie płaci Rosji za surowce energetyczne miliard euro. Zasadne jest więc pytanie, czy Unia będzie gotowa sama nieco pocierpieć, żeby ostatecznie gospodarkę Rosji odciąć od możliwości finansowania wojny.

– Unia jest obecnie w momencie próby. Powinna podjąć radykalną decyzję odcięciu od rosyjskich surowców, ponieważ w przeciwnym wypadku, zwłaszcza w związku z cenami, które mamy na rynkach, jest to czek in blanco wystawiany Rosjanom. A możliwości dywersyfikacji źródła dostaw w przypadku ropy są niemałe. Większy problem jest z gazem, ponieważ potrzeba wyspecjalizowanej infrastruktury do jego transportu i magazynowania. Jednak i tutaj podjęto już w ramach UE istotne decyzje (np. o zakupach grupowych gazu), które mają kluczowe znaczenie systemowe.

Decyzje polityczne i zmiany systemowe w UE to jedno, ale pozostaje obawa o zmianę sposobu myślenia o Rosji i postrzegania Rosji przez dużą część europejskich elit. Na pierwszy plan wybijają się tutaj elity francuskie, ale to przecież niejedyny przykład.

– To prawda, że jakieś ślady sentymentu do Rosji, w tym sentymentu gospodarczego, pozostaną. Jednak, patrząc całościowo, wywołany wojną szok ma niewspółmierną siłę, jest absolutnie decydujący. Również w tym znaczeniu, że Rosja nie jest dzisiaj dużą i ważną gospodarką, to jest gospodarka pokroju Hiszpanii czy krajów Beneluksu.

A wskutek zachodnich sankcji jeszcze się skurczy.

– Dlatego budowanie swojego modelu biznesowego na relacjach z Rosją – jest to oczywiste dla każdego racjonalnie myślącego menedżera – nie jest receptą na sukces. W związku z tym sytuacja de facto rozwiąże się sama. Pozostałości prorosyjskiego sentymentu zostaną skutecznie wyplenione z europejskiego myślenia. W trzeciej dekadzie XXI wieku powrót do przeszłości, jaki zafundował nam Putin, jest kulturowo i cywilizacyjnie tak niezrozumiały i pochodzący z zupełnie innej bajki, że nie można przejść obok tego obojętnie.

Jak w takim razie będzie wyglądać stosunek UE do Rosji już po wojnie? Lansowana w ostatnich dwóch dekadach koncepcja, że można ją wciągnąć do wspólnych przedsięwzięć i tym samym ucywilizować na zachodnią modłę – splajtowała.

– Splajtowała w tym znaczeniu, że olbrzymi kraj, z którym w Europie liczono, że uda się porozumieć, popadł w opary absurdu. Nadzieje na przynajmniej przyzwoite ułożenie relacji z Rosją legły w gruzach. Na całe szczęście Kreml nie proponuje żadnego alternatywnego, atrakcyjnego dla krajów Zachodu czy reszty świata modelu funkcjonowania. Propozycja Rosji to strach i chaos. Dzięki temu UE czuje się umocniona w wierze we własny projekt i we własną siłę.

Temu umocnieniu w wierze będzie towarzyszyć opanowanie jedynego języka, którym posługuje się i który rozumie Putin, a więc języka siły?

– UE już pokazała, że potrafi mówić językiem siły. To przeszło najśmielsze oczekiwania samego Putina, który zakładał zupełnie inny scenariusz zachowań i działań Zachodu. Zresztą administracja Trumpa przez kilka lat umacniała go w przekonaniu o własnej sile i przekonaniu, że Zachód jest podzielony, targany własnymi konfliktami, słaby. Dla Rosji był to tak wymarzony scenariusz, że w końcu całkowicie w niego uwierzyła, nie oglądając się na fakty. Tymczasem UE wobec inwazji na Ukrainę zareagowała szybciej i bardziej stanowczo niż kiedykolwiek w historii. Wcześniej zawsze nad wszystkim spędzała mnóstwo czasu, lubiła hamletyzować i dzielić włos na czworo.

Unijni przywódcy udźwigną tę arcyważną i arcytrudną sytuacją geopolityczną? Mam na myśli zwłaszcza prezydenta Francji i kanclerza Niemiec, którzy w ostatnich tygodniach niejednokrotnie mówili o nieupokarzaniu Rosji i jak najszybszym zakończeniu wojny, a nie o tym, że Putin musi ponieść surową i zasłużoną karę za swoją agresję.

– Przywódcy Francji i Niemiec chcą, z jednej strony, pokazać stanowczą postawę wobec Rosji. Z drugiej, nie odmrozić sobie przy tym uszu, bo ostatnie, czego by dzisiaj chcieli, to recesja spowodowana konsekwencjami wojny w Ukrainie. Jednocześnie stale oglądają się na nastroje społeczne wśród swoich wyborców, żeby wiedzieć, z której strony wieje wiatr. Pytanie, czy pogodzenie tego wszystkiego jest możliwe.

No właśnie: jest?

– Jeśli chodzi o kwestię absolutnie strategiczną, a więc uniezależnienie się od rosyjskich surowców energetycznych, to nie. Tutaj, przynajmniej krótkoterminowo, UE musiałaby ponieść koszty – chociażby w postaci wyższych cen energii czy czasowych problemów z dostawami. Z drugiej strony, byłby to potężny impuls dla Unii do przyspieszenia transformacji energetycznej. Summa summarum, Europa wyszłaby na tym korzystnie, bo i tak tego rodzaju transformację przejść musi.

Mam wrażenie, że przy tej okazji Macron i Scholz nie chcą po prostu zafundować sobie jakiegoś kosztownego politycznie problemu wewnętrznego. Obaj mają świadomość, że stanowcza reakcja Unii na wydarzenia w Ukrainie i jednomyślność w tej kwestii są oparte na założeniu, że konsekwencje dla samych krajów UE nie będą zbyt dotkliwe. Na tym polega społeczny konsensus w zdecydowanej większości krajów Unii. Macron i Scholz nie chcą tego konsensusu nadwyrężyć, bo wtedy oznaczałoby to konieczność podejmowania trudnych decyzji także na poziomie politycznym.

***

Paweł Świeboda – politolog, urzędnik państwowy i europejski; w latach 2001-06 dyrektor Departamentu Unii Europejskiej MSZ odpowiedzialny za negocjacje akcesyjne Polski z UE; były prezes think tanku DemosEuropa – Centrum Strategii Europejskiej (obecnie WiseEuropa); w latach 2015-20 wiceszef Europejskiego Centrum Strategii Politycznej w Komisji Europejskiej; aktualnie dyrektor generalny projektu naukowego Komisji Europejskiej – Human Brain Project


Source link

Sport

Nie żyje Igor Pastuch. Zginął w wojnie na Ukrainie

krssq97ndb95jyi7qyqjv1cwdy8512jj.jpg


Nie żyje ukraiński zapaśnik Igor Pastuch. 31-letni sportowiec zginął na froncie pod Donieckiem. To kolejny sportowiec, który padł ofiarą rosyjskiej agresji na Ukrainie.

Tragiczne wieści dotarły do nas z Ukrainy, gdzie wciąż toczą się regularne walki na froncie między Ukrainą a Rosją. Ofiarą rosyjskiej agresji padł Igor Pastuch – ukraiński zapaśnik, który zginął podczas bitwy pod Donieckiem.

 

ZOBACZ TAKŻE: Andy Goram nie żyje

O śmierci zapaśnika poinformował złoty medalista w tej dyscyplinie – Żan Bełeniuk. “W walkach pod Donieckiem zginął nasz towarzysz, wojownik z Nikołajewa, mistrz sportu. “Igora znałem osobiście! Jesteśmy w tym samym wieku i w swoich czasach braliśmy wspólnie udział w wielu zawodach” – napisał Bełeniuk w mediach społecznościowych.

 

ZOBACZ TAKŻE: Nie żyje Caleb Swanigan, były koszykarz NBA

Wojna na Ukrainie zbiera śmiertelne żniwo w sportowym świecie. Od początku prowadzonej na pełną skalę wojny Rosji przeciwko Ukrainie zginęło 89 ukraińskich sportowców i trenerów, a 13 trafiło do rosyjskiej niewoli – informował 3 lipca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

PI, Polsat Sport

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.


Source link

Polska

Konfiskata aut. Kiedy policja będzie mogła zabrać kierowcy samochód, wyjaśniamy

7jw5aqk3ywepyiit7yxjh5r9sahz8c9h.jpg


Konfiskata samochodów przyjęta przez Sejm. Nowelizacja Kodeksu karnego

Przez Sejm przeszła nowelizacja kodeksu karnego, która daje policji możliwość konfiskaty samochodu. Wśród przyjętych przez posłów zmian są też surowsze kary dla drogowych piratów. Wyjaśniamy, kiedy policja może zabrać auto.

Za zmianami w prawie głosowało 229 posłów, 173 było przeciw, zaś 39 wstrzymało się od głosu.

Konfiskata samochodów. Kiedy policja może zabrać auto?

Nowelizacja zakłada m.in. konfiskatę samochodu prowadzonego przez kierowcę pod wpływem alkoholu.

  • Przepadek pojazdu ma być stosowany w przypadkach, gdy kierowca ma co najmniej 1,5 promila;
  • Jeśli spowoduje wypadek przy zawartości co najmniej 0,5 promila alkoholu we krwi;
  • W sytuacji recydywy.

 

ZOBACZ: Gdańsk. Pijany kierowca autobusu miał zawieźć dzieci na kolonie do Warszawy

 

Jeśli pojazd nie stanowił wyłącznej własności sprawcy, orzekany będzie przepadek równowartości pojazdu, zaś za tą równowartość uznana zostanie wartość określona w polisie ubezpieczeniowej, a w razie braku polisy – średnią wartość rynkowa odpowiadająca wartości pojazdów podobnych. Jeśli sprawca prowadziłby pojazd niestanowiący jego własności, tylko własność jego pracodawcy, sąd orzekać ma nawiązkę.

Spowodowanie ciężkiego wypadku. Sejm zwiększył karę 

Zwiększy się również maksymalna kara, którą można wymierzyć za spowodowanie ciężkiego wypadku. Za spowodowanie ciężkich obrażeń lub śmierci, nietrzeźwemu sprawcy wypadku będzie można wymierzyć do 16 lat pozbawienia wolności, a obecnie do 12 lat” – informowało Ministerstwo Sprawiedliwości.

 

Zmiany czekają na podpis prezydenta. Większość z nich wejdzie w życie po upływie trzech miesięcy od dnia ich ogłoszenia.

 

ZOBACZ: Jawor. Kierowca bmw driftował na rondzie. Policji powiedział, że “lubi to robić”

 

Reforma powiela wiele rozwiązań z obszernych zmian prawa karnego z czerwca 2019 r., których sposób uchwalenia zakwestionował w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny.

 

TK wskazał wtedy, że obszerny projekt noweli był procedowany w niewłaściwym trybie i bez zachowania wymaganych terminów – Sejm bowiem uchwalił wtedy nowelizację w ciągu dwóch dni. Tym razem prace w Sejmie trwały cztery miesiące.

ap/ml/PAP/polsatnews.pl

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!


Source link

Świat

Japonia. Były premier Shinzo Abe nie żyje

avjq1tt2zoqabp5ayz2w98p4kdip6k32.jpg


Były premier Japonii Shinzo Abe nie żyje – podał japoński publiczny nadawca telewizyjny NHK. Wcześniej polityk został postrzelony podczas wiecu wyborczego. Przez ostatnie godziny był w stanie krytycznym.

O śmierci byłego premiera poinformował japoński publiczny nadawca telewizyjny NHK.

 

W ostatnich godzinach Abe był w stanie ciężkim i nie wykazywał oznak życiowych. To efekt ataku, do którego doszło w piątek ok. godz. 4:30 czasu polskiego (11:30 w Japonii) w mieście Nara, oddalonym o ok. 20 km od Kioto.

 

“Jestem w szoku po otrzymaniu informacji o zamachu na Shinzo Abe. Moje myśli są z rodziną naszego japońskiego przyjaciela, który zawsze okazywał Polsce wiele sympatii. Niech spoczywa w pokoju.” – napisał na Twitterze premier Mateusz Morawiecki. 

 

 

Szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau podkreślił: “Na zawsze zapamiętamy jego wizytę i Polsce i przyjaźń okazywaną Polsce i Polakom”.

 

“Zapamiętam Premiera Japonii, jako polityka, który wprowadził w Japonii “womenomics”, czyli program aktywizacji zawodowej kobiet. Pozwolił on kobietom Japonii wyjść z domu – podkreśliła z kolei Katarzyna Lubnauer.

 

 

Abe przemawiał podczas wiecu wyborczego przed niedzielnymi wyborami do wyższej izby japońskiego parlamentu. Wówczas padły strzały. Zamachowcem był 41-letni Tetsuya Yamagami. Według źródeł rządowych agencji Kyodo jest on byłym żołnierzem Sił Samoobrony Japonii. Został ujęty przez policję.

 

ZOBACZ: Zmarł James Caan. Aktor nominowany do Oscara miał 82 lata

 

Do ataku Yamagami wykorzystał ręcznie wykonaną strzelbę. Trafił byłego premiera w plecy na wysokości klatki piersiowej.

 

Shinzo Abe przeżył 67 lat. Był najdłużej urzędującym premierem Japonii. Urząd sprawował w latach 2006-2007 oraz 2012-2020. Ustąpił ze względu na zły stan zdrowia, ale pozostał liderem rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej.

 

 

jk/ml/Polsatnews.pl

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!


Source link