imalopolska

najnowsze wiadomości

December 2020

Świat

Unijny szczyt to superroznosiciel COVID-19?

000AVKHGI7K9J0DS-C411.jpg


Prezydent Francji ma koronawirusa. Być może zaraził się na ubiegłotygodniowym szczycie UE. Teraz udał się na kwarantannę, ale co z innymi uczestnikami?

Wciąż nie wiadomo dokładnie, gdzie i od kogo prezydent Francji zaraził się koronawirusem. Jego infekcja jest jednak najgorszym z możliwych scenariuszy dla organizatorów grudniowego szczytu w Brukseli, ponieważ mogło do niej dojść właśnie podczas wielogodzinnych obrad na temat unijnego budżetu i wspólnych celów klimatycznych w ubiegły czwartek i piątek.

Personel Rady Europejskiej od początku pandemii czyni wszystko, co w jego mocy, by nie dopuścić do masowego zarażenia się członków, mocno ograniczonych liczebnie, delegacji przybywających do Brukseli. Sprawdzają, czy noszą maseczki ochronne i zachowują dystans społeczny. Czołowi politycy europejscy mogą zabrać ze sobą tylko pięciu doradców. Stale noszą maseczki, a podanie ręki na powitanie zastąpiono stuknięciem się łokciami.

– Podczas szczytu przestrzegano wszystkich nakazów higienicznych. Nie mamy żadnych informacji, że inni jego uczestnicy albo ich współpracownicy zostali pozytywnie przebadani na koronawirusa – oświadczył rzecznik RE.

Ale prezydent Macron mógł zarazić wtedy któregoś z polityków, z czego nadal nie zdajemy sobie sprawy. Spotkał się na przykład na rozmowie w cztery oczy z kanclerz Merkel, która jednak zwraca bardzo dużą uwagę na zachowanie dystansu i stale nosi skuteczną maseczkę ochronną FFP2. Urząd Kanclerski poinformował już, że u Angeli Merkel nie stwierdzono obecności koronawirusa i że wysłała prezydentowi Macronowi życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.

Premier Belgii Alexander de Croo i jego portugalski kolega Antonio Costa również spotkali się z Macronem. Costa, który w styczniu przejmie od kanclerz Merkel przewodnictwo w Radzie Europejskiej, zjadł z prezydentem Francji obiad, podczas którego obaj siłą rzeczy musieli zdjąć maseczki.

W gruncie rzeczy wszyscy uczestnicy grudniowego szczytu UE powinni teraz dokładnie przebadać, z kim i kiedy się spotykali oraz ewentualnie ograniczyć swoje spotkania. W praktyce jest to jednak trudne, ponieważ w różnych krajach unijnych obowiązują odmienne przepisy w tej sprawie. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen też była na szczycie w Brukseli, ale jej rzecznik poinformował w czwartek, że w poniedziałek została negatywnie przebadana na koronawirusa i jest zdrowa.

W poniedziałek prezydent Macron zaprosił polityków unijnych do Paryża na obchody jubileuszu Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Wśród gości był między innymi premier Hiszpanii Pedro Sánchez, który obecnie, podobnie jak przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel z Belgii, przebywa w kwarantannie.

W październiku Ursula von der Leyen spotkała się z premier Finlandii Sanną Marin. Wskutek kontaktu z zarażonymi koronawirusem współpracownikami obie musiały pracować potem w trybie home office. We wrześniu z tego samego powodu przewodniczący Rady Europejskiej Michel musiał przesunąć jeden szczyt UE na później.

Teoretycznie, rządzący w UE już na wiosnę mogliby ustalić, że ich kontakty przybiorą wyłącznie formę telekonferencji. Okazało się jednak, że podczas takich telekonferencji każdy odczytuje tylko z kartki, co ma do powiedzenia. A ponieważ podczas telekonferencji niemożliwe są spotkania w kuluarach i rozmowy w cztery oczy, bez ich rejestrowania przez kamery, ta zasada nie weszła w życie.

Podczas ubiegłotygodniowego szczytu w Brukseli tylko dlatego udało się uzyskać przełom dotyczący wspólnych celów klimatycznych UE, że unijni premierzy prowadzili wielogodzinne rozmowy z premierem Morawieckim, w których odnieśli się do wysuwanych przez niego życzeń. Po tych rozmowach polski premier zgodził się na kompromis i można było wydać wspólne oświadczenie.

Podobna sytuacja powtórzyła się w sprawie ustalania unijnego budżetu. Dużymi zdolnościami dyplomatycznymi wykazała się tu kanclerz Merkel, która nakłoniła premierów Polski i Węgier do rezygnacji z jego zawetowania. Także w tej sprawie i w sprawie unijnego Funduszu Odbudowy udało się wypracować kompromis, którego nie uzyskano na szczycie w lipcu, pomimo czterodniowych, intensywnych obrad. Okazuje się, że kompromisy są możliwe tylko wtedy, gdy politycy spotykają się osobiście.

Podobne doświadczenia uzyskano również podczas negocjacji w sprawie brexitu. Dopóki toczyły się wirtualnie, dopóty stały praktycznie w miejscu. Dlatego prowadzący je negocjatorzy, Barnier i Frost, którzy w lecie przeszli przez zarażenie się koronawirusem, zdecydowali się ponownie na rozmowy w cztery oczy. Zwłaszcza w ich końcowej fazie miało to ogromne znaczenie.

Na wprowadzonych podczas pandemii ograniczeniach najwięcej stracili dziennikarze. Od jej początku konferencje prasowe i spotkania w swoim gronie odbywają się tylko zdalnie, co jest dla nich wyjątkowo frustrujące. Rzecznicy rządowi sami wybierają sobie pytania, na które chcą odpowiedzieć, a zadawanie im dodatkowych pytań jest w zasadzie niemożliwe. Dziennikarze nie mogą też swobodnie porozmawiać ze sobą i wymienić się informacjami. Zwłaszcza podczas ważnych spotkań na szczycie dziennikarze mają wrażenie, że zdani są na wyławianie strzępów informacji na Twitterze albo w mediach społecznościowych.

Jeśli pandemia koronawirusa będzie się rozwijać w dotychczasowym tempie, kierowanie Europą stanie się bardzo utrudnione, a może nawet niemożliwe. Dopiero wtedy, gdy premierzy państw unijnych, ich współpracownicy oraz wysocy urzędnicy ministerialni zostaną zaszczepieni na koronawirusa, sytuacja powoli powróci do normy.

Także przez najbliższe półrocze w UE jest wiele do zrobienia. Gospodarka musi ponownie ruszyć z miejsca, do czego powinien przyczynić się unijny Fundusz Odbudowy, trzeba wypracować nową politykę UE wobec uchodźców i rozwiązać wiele innych, ważnych spraw. Dla UE wielką korzyścią byłoby, gdyby jej politycy mogli ponownie szybko zasiąść przy prawdziwym, a nie tylko wirtualnym, stole obrad.


Source link

Kultura

“Był gigantem”. Pożegnanie Piotra Machalicy

wnhbesbfgt5h341fis9eanaftyb8hfho.jpg


Piotr Machalica zmarł w poniedziałek w wieku 65 lat. Pożegnalna msza święta została odprawiona w piątek w Kościele Środowisk Twórczych na Pl. Teatralnym w Warszawie. Następnie urna zostanie przewieziona do Częstochowy, gdzie w sobotę Piotr Machalica zostanie pochowany w grobie rodzinnym.

 

ZOBACZ: Zmarła Hanna Stankówna. Aktorka miała 82 lata

 

– Nie chcę mówić o jego sztuce, jestem na to za m ły. O gigantach się nie mówi, recenzować można tych, co wchodzą w arkana zawodu, ale nie o Piotrusiu. To byłoby nietaktem, bo Piotruś był gigantem. Piotruś był gigantem. Mogę powiedzieć o nim, jako o człowieku. Jestem tylko rok starszy od niego, a jesteśmy z tego samego pokolenia. Przyszło nam zaczynać i żyć wówczas w kraju, gdzieś na rubieżach nadziei. W sytuacji, kiedy jeśli się nie stworzyło w sobie świata takiego, o jakim marzymy, to nie znaleźliśmy tego świata, bo za oknem był inny, więc Piotruś i wielu z nas budowało sobie ten świat tak, jak umieliśmy – powiedział Wołek.

 

“Jego serce robiło na trzy zmiany”

 

Podkreślił, że Machalica był “człowiekiem intensywnym, bardzo gęstym”. – Było nas trochę i jest jeszcze trochę takich intensywnych ludzi, tylko problem Piotrusia polegał na tym, że obok tej niebywałej intensywności w nim było jeszcze coś – ta cholerna nadwrażliwość, która w zestawieniu z tą intensywnością powodowała mieszankę wybuchową, naprawdę trudną do opanowania, często prowadzącą do granic wręcz samounicestwienia. Skąd to się brało? Nie wiem. Wiem jedno, że jego serce robiło na trzy zmiany i jako pompka o czym wiemy, i jako czujnik wrażliwości, nieprawdopodobny czujnik wrażliwości. To wszystko powodowało, że Piotrek się spalał – mówił.

 

Aktor Artur Barciś składa kondolencje wdowie Aleksandrze Sosnowskiej przed Kościołem Środowisk Twórczych na pl. Teatralnym w Warszawie po mszy pożegnalnej Piotra MachalicyPAP/Radek Pietruszka

Aktor Artur Barciś składa kondolencje wdowie Aleksandrze Sosnowskiej przed Kościołem Środowisk Twórczych na pl. Teatralnym w Warszawie po mszy pożegnalnej Piotra Machalicy

 

 

Zaznaczył, że “w Piotrka sercu nie było przeciwciał, jego serce nie miało umiejętności wzruszenia ramionami, nie wytworzyło chityny obojętności”. – I to go mordowało strasznie, ale to było niezwykłe i cudowne – ocenił poeta.

 

ZOBACZ: Nie żyje pedagog prof. Andrzej Janowski, były wiceminister, uczestnik Okrągłego Stołu

 

– Jesteśmy dorośli. Wiemy, że rzeki się nie zatrzymają, że nie zmienią biegu. Wiemy, że nie będzie trzęsienia ziemi, ani pasma zaćmień słońca. Wiemy, że z czasem nasz ból, stanie się ciepłą pamięcią, która złapie tego Piotrusia gdzieś za nogawkę i przytrzyma go wśród nas tak długo, jak się da, jak pamięć nas nie opuści. Tylko coraz częściej będziemy się oglądali ku przeszłości, która nigdzie się nie spieszy i która ma nam do zaproponowania prawdę, a nie jakiś wielki znak zapytania tak, jak przyszłość. I pogłębi się nasze westchnienie i będzie częstsze i coraz częściej będziemy widzieli wokół siebie te straszne dziury, które zostają po przyjaciołach, którzy odeszli. I tę wielką, wielką przepaść po Piotrusiu – podkreślił Wołek.

 

Aktor Cezary Żak po mszy pożegnalnej Piotra MachalicyPAP/Radek Pietruszka

Aktor Cezary Żak po mszy pożegnalnej Piotra Machalicy

 

– Mam nadzieję, że któregoś dnia, przekraczając niebieską wstążeczkę i wkraczając w ten błękit spotkam tam Piotrka, który wyjdzie na przeciw z tym swoim chłopięcym, niesamowitym uśmieszkiem – powiedział bardzo wzruszony Wołek.

 

Urna z prochami aktora zostanie przewieziona do Częstochowy, gdzie 19 bm. spocznie w grobie rodzinnymPAP/Radek Pietruszka

Urna z prochami aktora zostanie przewieziona do Częstochowy, gdzie 19 bm. spocznie w grobie rodzinnym

Ks. Andrzej Luter podczas kazania mówił, że dzięki Machalicy “nasza doczesność była lepsza, piękniejsza, cieplejsza, dowcipniejsza, mądrzejsza, refleksyjna”.

 

Przytoczył pożegnania przyjaciół, w których wszyscy podkreślali swoją miłość do Piotra oraz jego piękno jako człowieka. – Powtarza się to w różnych wersjach: “byłeś najwrażliwszym kolegą jakiego znałem, cudownym kolegą, wyjątkowym artystą” – cytował. Przytoczył słowa reżyser Agnieszki Glińskiej, która napisała: “Pietrek tęsknię. Wdzięk i delikatność nie do opisania. Jedyny taki. Wczoraj opowiadałam studentom, jak myliłeś imiona sióstr i do Maszy mówiłeś Olgo. Dziękuję Ci za te telefony, kiedy ze mną było źle, znienacka zawsze umiałeś wyczuć z daleka. Tęsknię Pietrek. Byłeś rozdzierająco pięknie obecny w naszym życiu, dyskretnie, dowcipnie, ciepło, mądrze”.

 

ZOBACZ: Zmarł były senator Maciej Grubski. Miał koronawirusa

 

– Brakować będzie jego głosu, jak napisała Magda Umer, bo był człowiekiem pięknie śpiewającym, któremu zawdzięczamy piękne nagrania – dodał Luter.

 

Cezary Żak odczytał list od żony Piotra Machalicy, Aleksandry Sosnowskiej, w którym dziękowała ona swoim dzieciom. Wyraziła też wdzięczność przyjaciołom i lekarzom opiekującym się jej mężem.

 

Piotr Machalica to wybitny aktor znany m.in. z ról w filmach: “Dekalog IX” Krzysztofa Kieślowskiego, “Dzień świra” Marka Koterskiego i “Sztuka kochania” Jacka Bromskiego. Był związany m.in. z Teatrem Powszechnym w Warszawie, Teatrem Polonia i Och-Teatrem i Teatrem im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, którego dyrektorem artystycznym był przez 12 lat. Zmarł w poniedziałek nad ranem. Miał 65 lat.

ml/ PAP

Czytaj więcej


Source link

Zdrowie

Webcasty o Pracowniczych Planach Kapitałowych – kompendium wiedzy

DOC.20201218.38000456.pzu_webcasty.png


Od czego zacząć wdrażanie PPK, jak wybrać instytucję zarządzającą czy jak interpretować przepisy covidowe w tym zakresie – m.in. te zagadnienia były poruszane podczas serii rozmów Serwisu Samorządowego PAP z ekspertami TFI PZU.

„PPK w samorządach” to cykl pięciu webcastów, które transmitowane były online na samorzad.pap.pl. Gośćmi rozmów byli eksperci Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych PZU, którzy omawiali najważniejsze kwestie związane z wprowadzaniem Pracowniczych Planów Kapitałowych w samorządach oraz odpowiadali na pytania internautów.

Od 1 stycznia obowiązek wprowadzenia PPK obejmie instytucje sektora publicznego, a więc m.in. samorządy i ich jednostki organizacyjne. W urzędach, instytucjach kultury czy szpitalach trwają więc mniej lub bardziej zaawansowane przygotowania związane z wyborem podmiotu zarządzającego PPK. Jest na to czas do 26 marca; do 10 kwietnia powinny zostać podpisane umowy o prowadzenie PPK.

„Tylko wydaje się, że tego czasu jest dużo. W tym momencie podmioty sektora finansów publicznych powinny już domykać kwestię określenia budżetu czyli zabezpieczyć środki, z których będą finansowane składki do PPK – zwracał uwagę Mirosław Tarczoń, ekspert ds. PPK w TFI PZU. – Należy przyjąć założenie, że wszyscy pracownicy uprawnieni do PPK do niego przystąpią. Założenie takiego maksymalnego budżetu da gwarancję, że tych środków w przyszłym roku nie zabraknie” – wskazywał.

Zgodnie z ustawą o PPK pracodawca zobowiązany jest odprowadzać składkę w wysokości 1,5 proc. wynagrodzenia brutto pracownika.

Jakub Pyszyński, dyrektor Biura Prawnego TFI PZU przypominał podczas rozmowy z Serwisem Samorządowym PAP, że wprowadzona wiosną tarcza antykryzysowa wprowadziła przepisy, które ułatwiają wybór dostawcy PPK w samorządach.

„Wiemy doskonale, że tych samorządowych jednostek jest bardzo dużo, niektóre są małe, zatrudniają po kilka osób i dla nich wybór instytucji zarządzającej PPK może być wyzwaniem. Dlatego ustawodawca zdecydował się umożliwić wójtowi, burmistrzowi czy prezydentowi miasta wspólny wybór instytucji dla jednostek, które mu podlegają. To jest tylko możliwość, ale zdecydowane ułatwienie” – ocenił mecenas Pyszyński.

Aleksandra Czartoryska podpowiadała natomiast, co brać pod uwagę, wybierając instytucję, która będzie zarządzać PPK. W myśl ustawy wyboru dokonuje się na podstawie oceny proponowanych przez instytucje finansowe warunków zarządzania środkami gromadzonymi w PPK, ich efektywności w zarządzaniu aktywami oraz posiadanego przez nie doświadczenia.

„Ustawodawca daje konkretne zapisy, na co powinien pracodawca zwracać uwagę przy wyborze instytucji finansowej. Czasami trudno to ze sobą razem pogodzić, ale można – podkreślała. – Główne kryterium, na które powinniśmy zwrócić uwagę, to kwestie związane z doświadczeniem firmy” – oceniła. Wskazała też, jak oceniać efektywności w zarządzaniu aktywami, o którym mówi ustawa.

Z kolei Marcin Dziuń przybliżał działanie bezpłatnej platformy do obsługi PPK. Dzięki serwisowi pracodawcy mogą w prosty i bezpieczny sposób zgłaszać do PPK pracowników oraz przekazywać listy wpłat na ich rachunki. Mogą też przesyłać dyspozycje pracowników, np. dotyczące zmiany wysokości wpłat. e-PPK pozwala na zaczytywanie plików z danymi pracowników i informacją o ich wpłatach w najpopularniejszych formatach. Zaletą serwisu jest też automatyczna kontrola wprowadzanych danych.

Zapis wideo wszystkich webcastów jest dostępny w Serwisie Samorządowym:

1. PPK w samorządach – jak uniknąć dodatkowych obowiązków? – https://bit.ly/2KGfQAI

2. PPK w samorządach – jak sprawnie wprowadzić Plany? (zapis wideo) – https://bit.ly/2K7PNTu

3. Bezpłatny serwis do obsługi PPK – w czym pomaga i jak go obsługiwać – https://bit.ly/37rZVPz

4. PPK w samorządach – jak dobrze wybrać zarządzającego? – https://bit.ly/3nyhovc

5. PPK w samorządach – pytania i odpowiedzi – https://bit.ly/2WpnTEX

Organizatorem cyklu „PPK w samorządach” był Serwis Samorządowy PAP, a partnerem merytorycznym Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych PZU.

Źródło informacji: Serwis Samorządowy PAP

 


Source link

Sport

Fabryka Izery oraz rozwój nowych technologii szansą dla lokalnych firm inżynieryjnych i projektowych

DOC.20201218.37997758.1.jpg


Fot. PAP MediaRoom/M.Kmieciński (1)

Zakład produkcyjny samochodu Izera w Jaworznie to szansa rozbudowy nie tylko przemysłu, ale i całego zaplecza badawczo-rozwojowego na Śląsku. W regionie już działają dziesiątki firm związanych z branżą motoryzacyjną. Dzięki polskim „elektrykom” rozwiną nowe technologie. Długotrwała strategia kompetencyjna regionu nie może bazować tylko na efektywności finansowej fabryk związanej z niższymi kosztami pracy.

Ulokowanie fabryki polskiej marki samochodów elektrycznych w Jaworznie to logiczny wybór – zgodnie twierdzą eksperci z branży automotive. Na Śląsku swoje zakłady mają potentaci branży motoryzacyjnej – Opel i Fiat. „Nie zaskoczyła mnie ta decyzja. Śląsk już dawno udowodnił, że jest najlepszym miejscem dla nowych inwestycji w tym zakresie. Od 20 lat przyciąga przemysł motoryzacyjny, a od kilku jest oczkiem w głowie, jeśli chodzi o firmy z Azji, które chcą tutaj wdrażać nowe projekty związane z elektromobilnością” – mówi Łukasz Górecki, menedżer klastra „Silesia Automotive & Advanced Manufacturing”.

Klaster zrzesza 150 podmiotów, w tym ponad 100 przedsiębiorców z sektora motoryzacyjnego. To są zarówno wspomniani już producenci samochodów, ale i dostawcy części, komponentów nie tylko dla tych dwóch fabryk, ale i zakładów na całym świecie.

„Między 30-80 proc. części Izery (w zależności od kategorii) może pochodzić od dostawców lokalnych, więc na pewno nasz klaster stanie się takim miejscem, gdzie współpracę można będzie inicjować. To na pewno będą korzyści obustronne, bo w naszym gronie funkcjonuje wielu ekspertów branży motoryzacyjnej, którzy znają ten przemysł” – dodaje Górecki.

Ponieważ większość komponentów pojazdu spalinowego i elektrycznego jest wspólna, transformacja tradycyjnego auta w „elektryka” będzie związana przede wszystkim z typem napędu. „Te komponenty będą musiały zostać od nowa przebadane, przygotowane i wyprodukowane, najlepiej, żeby się to stało na Śląsku w istniejącym już regionie motoryzacyjnym” – mówi Rafał Sala, dyrektor ds. techniki z Instytutu Badań i Rozwoju Motoryzacji BOSMAL Sp. z o.o.

Już teraz na Śląsku powstają fabryki podzespołów i komponentów akumulatorowych, musi jednak powstać cała infrastruktura związana z osprzętem, silnikami elektrycznymi.

„Mamy do czynienia z globalną transformacją pojazdów spalinowych na elektryczne. Będzie potrzebny cały łańcuch dostaw, który zapewni odpowiednie napędy, technologie akumulatorowe, stacje ładowania” – wskazuje Sala. Według niego znacząco wpłynie to na rozwój odnawialnych źródeł energii, tak by pojazdy elektryczne były w jak największym stopniu zasilane „zieloną” energią.

Atutem Województwa Śląskiego, jako zagłębia branży związanej z elektromobilnością, są również uczelnie techniczne. Politechnika Śląska czy Krakowska kształci odpowiednich specjalistów, którzy będą rozwijać ten obszar przemysłu. Ważne aby specjaliści z tych uczelni mogli rozwijać się również w polskich firmach inżynieryjnych, które już w chwili obecnej współpracują z największymi firmami motoryzacyjnymi.

„Budowa fabryki Izery w województwie śląskim będzie miała przede wszystkim długoterminowy wpływ na rozwój firm związanych z branżą automotive. Nasze działy rozwoju pracujące obecnie tylko i wyłącznie dla firm zagranicznych wreszcie będą mogły tworzyć dla polskiej marki motoryzacyjnej. Startując w przetargach, wykażą się dużym atutem, którego nie mają w tym momencie, pracując dla Niemców czy Francuzów, czyli siedzibą w okolicach fabryki oraz rozumieniem lokalnej specyfiki” – mówi Piotr Wyderski, współwłaściciel firmy projektowej Spline.

Według niego współpraca z marką Izera to jedyna możliwość, by polskie firmy zajmujące się rozwojem mogły wreszcie rozwinąć skrzydła i urosnąć do odpowiednich rozmiarów, tak by móc konkurować poza granicami naszego kraju.

„Inżynierowie, którzy kształcą się w Polsce i wyjeżdżają zagranicę, wreszcie będą się mogli rozwijać na naszym podwórku. W końcu będziemy mogli powiedzieć, że nie jesteśmy tylko montownią samochodów” – podkreśla Wyderski.

Źródło informacji: PAP MediaRoom

 


Source link

Kultura

Badanie: pracownicy ze Wschodu zostają w Polsce na święta. Kiedy i jak będą obchodzić Boże Narodzenie?

1_46.jpg


EWL S.A. – Badanie (1)

Znaczna większość zatrudnionych w naszym kraju migrantów ze Wschodu (84,5%) w tym roku pozostanie w Polsce w czasie świąt, zarówno grudniowych, jak i obchodzonych zgodnie z obrządkiem wschodnim w styczniu. Tylko niecałe 9% respondentów wyjedzie w tym czasie w rodzinne strony. Świadczą o tym wyniki badania socjologicznego, przeprowadzonego przez EWL S.A. oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.

Badanie pokazało, że niemal 2/3 pracowników zza wschodniej granicy obchodzi święta Bożego Narodzenia zarówno w grudniu, jak i w styczniu. Święta zimowe wyłącznie w styczniu celebruje co piąty badany, a tylko w grudniu – co dwudziesty. Jedynie 12,6% oświadcza, że nie obchodzi świąt Bożego Narodzenia. Dla 2/3 badanych będą to pierwsze takie święta spędzone w naszym kraju, z dala od rodziny.

Głównymi przyczynami przemawiającymi za pozostaniem w Polsce w czasie Świąt są względy finansowe. Niemal 48% migrantów zarobkowych skorzysta z możliwości pracy w tym czasie i odpowiednio wyższego zarobku, jednak co siódmy przyznaje, że w Polsce zatrzymują go ograniczenia związane z pandemią koronawirusa (16,5%) lub obawa o konieczność ponownego poddania się kwarantannie (13,8%), a także lęk o zdrowie i życie swoich najbliższych (8,3%). Jak przyznaje co dziesiąty badany, nie ma on powodów, by wracać w tym czasie w rodzinne strony.

W czasie grudniowych świąt Bożego Narodzenia 1/3 pracowników ze wschodu będzie łączyła się ze swoją rodziną głównie poprzez telefon lub komunikatory (30,5%), wykorzysta ten czas na odpoczynek (30,1%) albo, jeżeli będą ku temu możliwości, będzie pracować (25,9%). Pozostali ankietowani, którzy deklarują, że celebrują święta Bożego Narodzenia, będą oglądać filmy (22,2%) lub spotkają się z kolegami z pracy – zarówno z rodakami, jak i z migrantami z państw trzecich (18,6%), a 7,4% spędzi je w towarzystwie znajomych Polaków. Co ważne, około 6% wszystkich respondentów wie, że spędzi ten czas w samotności.

Okres świąt grudniowych dla pracowników ze wschodu to czas mieszanych emocji. Mimo, że święta te będą dla nich zdecydowanie inne, niż te spędzane w ojczyźnie, dominującym uczuciem dla ponad połowy jest radość (55,6%). Jednak dla wielu to także czas smutku (10,6%) oraz tęsknoty (16,3%). Przeszło co czwarty (27,6%) podchodzi do tego czasu bardzo pragmatycznie i nie przejawia żadnych emocji.

To, co z pewnością łączy wszystkich w tym czasie, to życzenia. W ciągu ostatniego roku szczególnie zyskały na znaczeniu życzenia zdrowia, gdyż tego właśnie życzy sobie 77,1% pracowników zagranicznych. Na drugim miejscu uplasowało się spełnienie marzeń (37%), a tuż za nim – dostatek, pokój w swoim ojczystym kraju (około 36%) oraz szczęście (33,1%). Z kolei 28% badanych życzyłoby sobie być bliżej swoich bliskich.

„Ograniczenia związane z epidemią są kłopotliwe dla Polaków, lecz dla pracujących u nas cudzoziemców są uciążliwe podwójnie, ponieważ są oni daleko do swoich rodzin. Zwracamy się do wszystkich pracodawców zatrudniających pracowników zagranicznych – pamiętajcie o tych, dla których te święta upłyną pod znakiem rozłąki z bliskimi” – podkreśla Andrzej Korkus, prezes EWL S.A.

Badanie zostało przeprowadzone przez EWL S.A. oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego w dniach 10-14 grudnia 2020 roku. Metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) przebadanych zostało 1350 zatrudnionych w Polsce cudzoziemców, głównie z Ukrainy, ale także z Białorusi, Mołdawii, Gruzji oraz Rosji.

Źródło informacji: EWL S.A.

 


Source link

Polska

Kraków: nożownik zaatakował w autobusie. Policja szuka napastnika

7i4h5xdtxrrkdsf9zmxqoqq3hz2861km.jpg


Małopolska policja szuka napastnika, który zaatakował nożem w autobusie komunikacji miejskiej.

27-letni mężczyzna został ugodzony w czwartek ostrym narzędziem w autobusie komunikacji miejskiej w Krakowie. Ranny został przewieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

– W godzinach popołudniowych wpłynęło zgłoszenie, że w autobusie komunikacji miejskiej na ul. Tynieckiej w Krakowie znajduje się ranny mężczyzna. Został on ugodzony ostrym narzędziem – poinformowała Barbara Szczerba z zespołu prasowego małopolskiej policji.

 

Ranny 27-latek był przytomny.

 

ZOBACZ: Łódź: 90-letni krawiec przegonił nożownika. Wcześniej pożyczył mu 2 złote

 

Poszkodowany pasażer został opatrzony i przewieziony do szpitala.

 

Na miejscu policjanci zabezpieczyli monitoring, przeprowadzili oględziny i przesłuchali świadków, w celu zidentyfikowania i zatrzymania napastnika.

hlk/ PAP

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!


Source link

Świat

Putin do dziennikarzy: rozpoczął się nowy wyścig zbrojeń

isnr2gtsjefm2ia9rvmbuh51ya6jpaju.jpg


Doroczna konferencja prasowa Putina dla mediów rosyjskich i zagranicznych odbyła się w formacie online – rosyjski przywódca nie był obecny na sali konferencyjnej, lecz połączył się z dziennikarzami przez łącze wideo, ci zaś znajdowali się w kilku centrach prasowych na terenie Rosji. Nowy format konferencji gospodarza Kremla jest związany z pandemią koronawirusa.

 

Putin: “Zachód nie dotrzymał obietnic”

 

Putin oskarżył Zachód o to, że nie dotrzymał on obietnic dotyczących nierozszerzania NATO na wschód. Wskazał na wycofanie się Stanów Zjednoczonych ze wspólnych porozumień z Rosją, m.in. z układu INF i traktatu o otwartych przestworzach. Odpowiadając na pytanie dziennikarza BBC, czy władze rosyjskie uważają, że w kwestii pogorszenia relacji z Zachodem zachowują się bez zarzutu, oznajmił: “W porównaniu z wami – tak”. Przekonywał, że Rosja jest otwarta na rozmowy, lecz kraje zachodnie nie chcą z nią rozmawiać.

 

Prezydent Rosji uznał także, że wyścig zbrojeń już trwa. Zapewnił, że wszystkie plany dotyczące stworzenia w Rosji nowych rodzajów broni zostaną zrealizowane w terminie. Poinformował, że na końcowym etapie są w Rosji prace nad ciężkim międzykontynentalnym pociskiem balistycznym Sarmat. Praktycznie zakończona jest już praca nad hipersonicznym pociskiem Cyrkon – dodał.

 

ZOBACZ: Putin: Rosja jest gotowa dostarczyć swoją szczepionkę innym państwom

 

Ogłosił, że Rosja pracuje teraz nad stworzeniem technologii, które pozwolą na przeciwdziałanie użyciu broni hipersonicznej przez stronę przeciwną. Nazwał te technologie “odtrutką na przyszłą broń hipersoniczną w innych największych armiach świata”. Putin podkreślił, że broń taką ma obecnie tylko Rosja. USA, jego zdaniem, opracują ją w przyszłości, niemniej – dodał – “my do tego czasu będziemy gotowi”.

 

Trwający – według prezydenta Rosji – wyścig zbrojeń rozpoczęły Stany Zjednoczone, wycofując się z układu o ograniczeniu systemów obrony przeciwrakietowej (ABM). O obecnych relacjach z Waszyngtonem gospodarz Kremla nie mówił szczegółowo; wyraził jedynie nadzieję, że przynajmniej część problemów w tych relacjach “zostanie rozwiązywana za rządów nowej administracji” USA. Prezydenta elekta USA Joe Bidena Putin nazwał politykiem doświadczonym w sprawach wewnętrznych i zagranicznych.

 

Zarazem, Putin przekonywał, że to Stany Zjednoczone stoją za opublikowanymi niedawno w Rosji materiałami śledczymi. Komentując artykuł na temat Kiriłła Szamałowa, swego byłego zięcia, z doniesieniami, że Szamałow kupił akcje firmy Sibur za jedyne 100 USD, Putin nazwał takie publikacje “zemstą” amerykańskich służb specjalnych. “Celem jest zemsta; próba ingerowania w naszą politykę wewnętrzną” – oznajmił.

 

Nawalnego wspierają służby specjalne USA

 

Z amerykańskimi służbami specjalnymi Putin powiązał także publikacje na temat próby otrucia opozycjonisty Aleksieja Nawalnego .”To nie jest żadne śledztwo (dziennikarskie), to jest legalizacja materiałów amerykańskich służb specjalnych” – oznajmił. Nazywając Nawalnego “pacjentem berlińskiej kliniki”, oznajmił: “Ten pacjent korzysta z poparcia służb specjalnych USA, a to oznacza, że nasze służby powinny mu się przyglądać”. Jak zauważa niezależny portal Meduza, Putin przyznał tym samym, że Nawalny był inwigilowany.

 

Komentując otrucie Nawalnego, Putin powiedział, że gdyby chciano to zrobić, “to sprawa doprowadzona byłaby do końca”.

 

Gospodarz Kremla wypowiedział się także na temat aresztowania dziennikarza Iwana Safronowa. Zapewnił, że Safronow, były dziennikarz gazety “Kommiersant”, nie jest prześladowany za swą działalność dziennikarską. “Zdrada (stanu) to największy grzech” – oznajmił. Safronow, który jest oskarżony o przekazanie tajnych informacji służbom specjalnym Czech, nie przyznaje się do winy.

 

ZOBACZ: “Nawalny mógł otruć się sam”. “Le Monde” ujawnia szczegóły rozmowy Putin-Macron

 

Na konferencji prasowej Putin wyraził nadzieję na realizację projektu Nord Stream 2; przekonywał, że alternatywą dla rosyjsko-niemieckiego gazociągu jest droższy gaz z USA, co – w jego ocenie – byłoby niekorzystne dla gospodarki Niemiec. “Pozostało 160 km (…) jest on praktycznie zakończony” – mówił o budowie gazociągu. Dodał następnie: “Myślę, że ukończymy pracę”.

 

Komentując wydarzenia na Białorusi, Putin powtórzył opinię, że opozycja w tym kraju ma poparcie zagranicy, a więc dochodzi do ingerencji z zewnątrz w sprawy Białorusi. W odniesieniu do Ukrainy zapowiedział, że Rosja nadal będzie wspierała Donbas i że będzie zwiększać “wsparcie produkcji, rozwiązywania problemów socjalnych, kwestii dotyczących infrastruktury” w Donbasie.

 

Prezydent wciąż nie zaszczepił się na COVID-19

 

Mówiąc o wyborach do niższej izby parlamentu Rosji, Dumy Państwowej, zaplanowanych na rok 2021, Putin wyraził przekonanie, że dojdzie podczas nich do prób ingerencji z zewnątrz. – Będą próbowali ingerować, cały czas to robią – powiedział, nie wyjaśniając, jakie siły ma na myśli. Zapewnił jednak, że Rosja przygotowuje się na takie próby. Pytany o wybory prezydenckie w 2024 roku oznajmił, że nie wie jeszcze, czy będzie się starał o kolejną kadencję.

 

ZOBACZ: Rosyjskie źródła: Putin planuje ustąpić ze stanowiska

 

Prezydent Rosji powiedział także, że nie zaszczepił się na razie przeciwko COVID-19. 68-letni Putin powołał się na swój wiek, tłumacząc, że szczepionki są obecnie przeznaczone dla obywateli w określonym przedziale wiekowym. Jednocześnie poparł masowe szczepienia w kraju, przekonując, że wyprodukowana w Rosji szczepionka jest bezpieczna, skuteczna i nie odnotowano poważnych efektów ubocznych po jej przyjęciu.

 

Najbardziej zaawansowana szczepionka opracowana w Rosji, Sputnik V, jest obecnie na końcowym etapie badań klinicznych. Szczepienia rozpoczęto wśród grup ryzyka – lekarzy i nauczycieli.

hlk/ PAP

Czytaj więcej


Source link

Sport

Raport Banku Pekao S.A. – dzięki programom pomocy publicznej zahamowano wzrost bezrobocia

DOC.20201217.37989822.1.jpg


W kolejnych latach możemy być świadkami mniejszej zmienności liczby pracujących oraz stopy bezrobocia przy szerszym dostosowaniu sytuacji fiskalnej – wynika z najnowszego raportu przygotowanego przez analityków Banku Pekao S.A. Według ekspertów część zastosowanych podczas pandemii COVID-19 instrumentów ochrony rynku pracy może na stałe wejść do zestawu narzędzi polityki gospodarczej.

Najnowszy raport Banku Pekao pt. „Mogło być gorzej… czyli rynek pracy w czasie pandemii. Porównania międzynarodowe i wnioski na przyszłość” przedstawia analizę sytuacji związanej z rynkiem pracy w 2020 r. dla wybranych krajów m.in. Polski, Francji, Hiszpanii, Niemiec czy Stanów Zjednoczonych.

Według raportu doświadczenia roku 2020 wskazują, że wiele z zastosowanych przez państwa mechanizmów pomocowych okazało się skutecznych, niejako „zamrażając” rynek pracy w okresach największego spadku aktywności. W efekcie udało się uniknąć masowych zwolnień i lawinowego wzrostu liczby bezrobotnych.

Autorzy raportu określają rok 2020 jako „bezprecedensowy”. Jak wskazują eksperci, przebieg cyklu koniunkturalnego był wyjątkowy pod względem charakterystyki, przyczyn i reakcji polityki pieniężnej. W ciągu dwóch miesięcy obserwatorzy życia gospodarczego musieli przejść od rozważań na temat spodziewanej poprawy sytuacji w światowej gospodarce do prognozowania najgłębszego załamania aktywności ekonomicznej od II wojny światowej.

„Gospodarki rozwinięte najprawdopodobniej skurczą się w tym roku o 7,5%, a odbicie w 2021 r. będzie niepełne. Ostatnie prognozy wskazują na wzrost jedynie o 4,8%. Poziom aktywności gospodarczej sprzed pandemii będzie osiągnięty, w zależności od gospodarki, od połowy 2021 roku w Polsce i wyraźnie nawet później na południu strefy euro – ocenia Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao S.A. – Innymi słowy, skutki wywołane przez pandemię i walkę z nią zostaną z nami na dłużej” – podsumowuje.

Pandemia wirusa SARS-CoV-2 wymusiła nakładanie obostrzeń epidemicznych, które okresowo silnie ograniczały aktywność ekonomiczną i popyt na pracę. Odpowiedzią na kryzys ze strony polityki gospodarczej było wdrożenie niespotykanych do tej pory, co do skali i zakresu, programów pomocy publicznej. Jak wskazują analitycy banku Pekao, szczególną rolę odgrywały instrumenty nakierowane na ochronę rynku pracy, w tym dopłaty do wynagrodzeń oraz dopłaty do skróconego czasu pracy, które miały ochronić zagrożone etaty.

Według przedstawionej przez ekspertów banku analizy „apokaliptyczne scenariusze” dla rynku pracy, w świetle dwucyfrowych spadków PKB, nie spełniły się. W państwach stosujących na dużą skalę wsparcie dla rynku pracy, skala wzrostów bezrobocia była niewielka i znacznie mniejsza niż w poprzednich historycznych epizodach dekoniunktury.

Raport Banku Pekao S.A. można pobrać na stronie:

https://media.pekao.com.pl/pr/620740/rynek-pracy-w-czasie-pandemii-najnowszy-raport-banku-pekao-s-a

Źródło informacji: PAP MediaRoom

 


Source link

Kultura

Mona Lisa poszła pod młotek. Za 80 tys. euro będzie można obejrzeć ją z bliska

yaioao57somwsnc69abkuhr7j2ah3of4.jpg


Luwr wykorzystał swoje najsłynniejsze dzieło, by ratować budżet muzeum, który z powodu pandemii koronawirusa ma lukę w wysokości ok. 90 milionów euro, czyli prawie 400 mln zł.

 

Udział w przeglądzie obrazu

 

Zaszczyt obejrzenia z bliska arcydzieła Leonardo da Vinci “Mona Lisa” zarezerwowany jest zazwyczaj dla głów państw wizytujących Francję. Tym razem taką możliwość muzeum udostępniło każdemu, kto posiada odpowiednią ilość gotówki. 

 

Pod młotek poszedł udział w corocznym przeglądzie jednego z najsłynniejszych obrazów świata, a tym samym możliwość obejrzenia z bliska Mona Lisy. Obraz, któremu grozi pęknięcie, jest zdejmowany ze ściany i wyjmowany ze szklanej gabloty na krótki przegląd. Anonimowa osoba za tę atrakcję zapłaciła 80 tys. euro czyli ponad 355 tys. zł.

 

Obraz “Mona Lisa” powstał w latach 1503-1507. Od 1797 roku znajduje się w paryskim Luwrze. W 1962 r. podczas transportu na wystawę tymczasową w Waszyngtonie został ubezpieczony na kwotę 100 milionów dolarów.

 

ZOBACZ: “Mona Lisa” pod młotek? “Kilkadziesiąt miliardów euro na walkę z kryzysem”

 

To jednak nie jedyna atrakcja, którą muzeum wystawiło na licytację. Za prywatną wycieczkę po muzeum z dyrektorem Luwru Jean-Luc Martinezem uzyskano kwotę 38 tys. euro, czyli prawie 170 tys. zł. Taką samą kwotę zapłacono za nocną wycieczkę po muzeum. 

 

Licytowano również m.in. dzieła sztuki podarowane przez artystów takich jak Johan Creten, Candida Hofer i Eva Jospin.

 

Przyciąga 10 mln turystów rocznie

 

W komunikacie prasowym organizatorzy powiedzieli, że Luwr wykorzysta wpływy z aukcji, aby muzeum było “dostępne dla wszystkich”. Plany obejmują Pracownię w Luwrze, nową przestrzeń, która skupi się na edukacji artystycznej i kulturalnej. – Okres pandemii, który w pierwszej kolejności dotyka najsłabszych w społeczeństwie, sprawia, że ten projekt jest jeszcze bardziej potrzebny – powiedział Martinez.

 

Luwr to największe i najpopularniejsze muzeum sztuki na świecie, przyciągające około 10 milionów odwiedzających rocznie. Ale podobnie jak wiele placówek, przez kilka miesięcy w tym roku musiał zamknąć swoje podwoje dla publiczności z powodu pandemii koronawirusa.

pgo/msl/ edition.cnn.com, dailymail.co.uk

Czytaj więcej


Source link

Kultura

17 grudnia 1970 r., pół wieku temu, Janek Wiśniewski padł

000AV9D4756GQBGA-C411.jpg


Krzysztof Dowgiałło, autor “Ballady o Janku Wiśniewskim” wspomina grudzień 1970 roku i przybliża powikłane losy ballady.

Maciej Słomiński, Interia: 17 grudnia 1970 r. jak dziś był czwartek. To wtedy padł Janek Wiśniewski, czyli tak naprawdę Zbyszek Godlewski. Widział pan jak go ponieśli ulicą Świętojańską w Gdyni?

Krzysztof Dowgiałło, twórca ballady o Janku Wiśniewskim: – Byłem na przystanku SKM Gdynia Wzgórze Nowotki (dziś św. Maksymiliana). Pociąg został zatrzymany, dalej nie jechał. Stamtąd doskonale widoczny jest wylot Świętojańskiej. Widać było jak duży pochód na drzwiach niesie zabitego.

Co pan robił wtedy w Gdyni?

– Mieszkałem w Sopocie na ul. Morskiej, tego dnia akurat miałem wolne. To jest dobre 10 kilometrów od miejsca tragicznych zdarzeń grudnia 1970 roku, ale doskonale było słychać wystrzały jakby armatnie. Nie wiem czy władza używała dział? Może to czołg strzelał na postrach? Siostra żony pracowała razem ze mną w gdańskim “Miastoprojekcie”, kilka pracowni architektonicznych było w Gdyni w dziś już nieistniejących powojskowych barakach, nad basenem jachtowym. Zaniepokojony pojechałem po nią do Gdyni.

Z przystanku SKM poszedł pan na Świętojańską w stronę pochodu?

– A skąd! Nawet mi to przez myśl nie przeszło! Byłem młody, ale takiej brawury, by przebijać się przez pochód z zabitym na czele nie miałem. Pochód zatrzymał się koło Urzędu Miasta i złożył zabitego przy bocznej ścianie urzędu. Wciąż byłem na przystanku, nad głowami latał helikopter, coś zrzucał. Obok zatrzymanej kolejki SKM stał dalekobieżny pociąg z węglem. Okazał się bardzo przydatny.

Znalazł pan siostrę żony, czyli szwagierkę?

– Nie tak od razu. Trochę porzucałem kamieniami w milicjantów. Poszedłem zboczem góry w stronę kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, zatrzymałem półciężarówkę, która wiozła gaz w butlach. Długo namawiałem kierowcę, żeby podjechać pod Urząd Miejski i zrobić użytek z auta. Ten pan się nie zgodził, ale podrzucił mnie pod pierwszą boczną ulicę za urzędem, tam wysiadłem i poszedłem spokojnym już miastem ku mojej pracowni architektonicznej.

Zobacz tekst ballady

Jeśli mieliście wcześniej jakieś złudzenia co do władzy ludowej wówczas pod gradem kul musieliście je utracić.

– Jest w balladzie: “To partia strzela do robotników”. Nie mieliśmy złudzeń już wcześniej. Pod wpływem zdarzeń grudniowych napisałem “Balladę o Janku Wiśniewskim”. 

Nie chce mi pan chyba powiedzieć, że “Ballada” powstawała 17 grudnia 1970 r.?

– Właśnie tak było. Z kolegami z pracy braliśmy udział w konkursie na projekt centrum Katowic. Po pracy taki partyjniak (ale poczciwy) z naszego wydziału udostępniał nam mieszkanie na ten projekt. Dotarłem tam wieczorem, koledzy nie przychodzili, siadłem i napisałem.

Słowa i muzykę?

– Tylko słowa. Nie układałem muzyki, nie jestem za nią odpowiedzialny. Następnego dnia poprosiłem sekretarkę w biurze o przepisanie ballady na maszynie, rozdałem kilka egzemplarzy. Oryginał zgubiłem gdzieś. Zapomniałem o balladzie – przypomniały mi ją plakaty z marca 1981 r., gdzie była wydrukowana obok fotografii i zabitego chłopca i pochodu.

Jest pan dumny z tej ballady?

– Nie ma z czego. To jest taki pastisz ballady podwórkowej. Znalazłem moją szwagierkę, wróciliśmy do Sopotu już nie pamiętam jak. Nie wiedziałem, co się wydarzyło na przystanku Gdynia-Stocznia. Wojsko ustawiło karabin maszynowy przed schodami, które prowadzą z przystanku do Stoczni wtedy im. Komuny Paryskiej. Tam padło dziesięć osób. Wtedy to była ulica Juliana Marchlewskiego, dziś nosi imię Janka Wiśniewskiego.

Muzykę do ballady skomponował Mieczysław Cholewa w 1980 r. Potem został zidentyfikowany jako tajny współpracownik SB. Śpiewał balladę w czasie tzw. “karnawału Solidarności”.

– Rościł sobie prawa do ballady. W 2007 r. spotkaliśmy się w sądzie i tam sprawa się wyjaśniła. Autorem muzyki jest Cholewa, ja jestem autorem tekstu.

Pretensje do ballady wnosił również poeta Jerzy Fic.    

– Twierdzi, że to z jego domu na ulicy Czerwonych Kosynierów (dziś Morska) na Grabówku robotnicy zabrali drzwi, na którym ponieśli Janka Wiśniewskiego. Fic wcześniej napisał socrealistyczny wiersz, który idzie jakoś tak: “Pierwszy na metę wpadł”

Balladę rozsławił film Andrzeja Wajdy “Człowiek z żelaza” z 1981 r.

– Cenzura zaingerowała w tekst, Krystyna Janda śpiewa “nad stocznią sztandar z czerwoną kokardą” zamiast “z czarną”. Mój syn Wojtek, który jest muzykiem spotkał się z Jandą, gdy reżyserowała “Hrabinę” w Operze Bałtyckiej. “Dzień dobry ja się nazywam Dowgiałło, pani śpiewała balladę mojego taty”. “Wie pan, jak kiedyś mi ta ballada pomogła? Jechałam taksówką w Gdyni i nie mogłam sobie przypomnieć nazwy tej głównej ulicy. Zaczęłam więc śpiewać balladę – na drzwiach ponieśli go Świętojańską…Mam! Niech pan jedzie na Świętojańską!” (śmiech).

Ballada doczekała się wielu interpretacji. Już za wolnej Polski w filmie “Psy” ubecy niosą pijanego kolegę, śpiewając o Janku Wiśniewskim.

– Nie widziałem tego dzieła, ale nie ma się co dziwić, bo to pijacka piosenka. Ubecja to ubecja.

A jak się dzisiejsza wolna Polska panu podoba?

Bardzo mi się “podoba”. Niech pan to napisze w cudzysłowie. Przyjaźniłem się ze śp. Lechem Kaczyńskim, to był miły gość, razem prowadziliśmy sprawy regionalne za pierwszej “Solidarności”. Przyjechali dwaj bracia bliźniacy na strajk w sierpniu 1980 r. Przy bramie stało ZOMO, żeby wejść na teren stoczni wchodziło się przez gazownię na podwórku i potem przez płot. Nie chcieli nas wpuścić, ale był z nami ministrant od księdza Jankowskiego. Potężny chłop. Z całej siły walnął drzwi od gazowni, musiały puścić. Pamiętam jakby wczoraj jak ich obu przez ten płot przesadzałem. Jednego po drugim. Chcieli wejść to mieli. Reszta jest historią.

A dlaczego ten cudzysłów?

– Kiedyś ludzie byli bliżej siebie. Mieszkaliśmy w Sopocie na Brodwinie, zimy było ostre, nie takie jak teraz. Wciąż byli u nas znajomi z dziećmi, przyjeżdżali na nartach, na sankach. A dziś? Nie ma kontaktu z ludźmi. Każdy za czymś gna.

Za czym?

– Jak to za czym? Za mamoną! Za szmalem?

Walcząc z komuną nie zastanawialiście się co będzie potem? Przecież to logiczne, że musiał nastąpić kapitalizm i pogoń za dobrami materialnymi. 

– Komuna była tak obrzydliwa… Nie myśleliśmy co będzie później. Nie chcieliśmy jej i już.

To nie pan jest autorem muzyki do “Ballady o Janku Wiśniewskim”, ale tradycje muzyczne w pana rodzinie są wielopokoleniowe.

– Grałem na wiolonczeli, jak mój ojciec. Gdy miałem rok, w 1939 roku, z okolic Zdołbunowa gdzie mieszkaliśmy ojca zabrało NKWD. Myśmy uciekli przez Lwów, potem byliśmy pod Warszawą skąd pochodziła moja matka. Po długich cierpieniach wylądowaliśmy w Bytowie, potem w Sopocie. Wychowywali mnie wujowie. Na fortepianie gra dziś mój syn Wojtek.

Czy “Ballada” jest w jego repertuarze?

– Absolutnie nie. Chociaż ostatnio mówił: “Wiesz co ojciec – tę twoją balladę trzeba przearanżować”.

Rozmawiał Maciej Słomiński


Source link