Zmarły handlarz, który dostarczył polskiemu ministerstwu zdrowia respiratory miał mieć obiecany duży kontrakt rządowy. Jego warunkiem miało być jednak zachowanie milczenia. Takie wyznanie złożyła wdowa po nieżyjącym handlarzu w rozmowie z portalem Wirtualna Polska.
Ewa Izdebska w rozmowie z redakcją portalu wyznała, że jej zmarły w czerwcu w Tiranie mąż, handlarz bronią oraz właściciel firmy E&K miał otrzymać od rządu obietnice dużego kontraktu w zamian za milczenie. Andrzej Izdebski na początku pandemii sprzedał resortowi zdrowia, jak się okazało bezużyteczne respiratory za co zarobił z 154 mln zł z budżetu państwa.
Prokuratura Regionalna w Lublinie miała zamiar postawić nieuczciwemu handlarzowi zarzuty, jednak nie mogła tego zrobić z uwagi na fakt, że podejrzany wyjechał za granicę w październiku 2021 roku i wszelki ślad po nim zaginął. Organy ścigania chciały aby wobec Andrzeja Izdebskiego wszczęto międzynarodowe poszukiwania w celu jego ekstradycji do Polski, jednak wniosek w tej sprawie skierowano dopiero pod koniec maja bieżącego roku, czyli na blisko pół roku po jego zniknięciu. Niedługo później zaś, w czerwcu potwierdziły się oficjalnie informacje o jego nagłej śmierci w stolicy Albanii, Tiranie. W chwili Izdebskiego śmierci resort zdrowia nadal nie był w stanie odzyskać 46 mln zł z całości puli zapłaconej w ramach tej chybionej transakcji.
Kim był Izdebski – żona ujawnia kulisy
W rozmowie z WP jego żona Ewa Izdebska ujawnia liczne mało lub w ogóle nieznane wątki na temat tego kim był jej mąż. Kobieta sugeruje, że jej zmarły małżonek po 1989 roku mógł pracować w kontrwywiadzie, choć sam jej tego nigdy nie powiedział. Wyjawiła, że Andrzej Izdebski sprzedawał na cały świat sprzęt wojskowy. Mówiąc o tym miała przedstawić rozmówcy z WP album ze zdjęciami, na którym udokumentowana została ich wspólna podróż do Afryki, którą małżonkowie odbyli przy okazji dostarczenia helikopterów na ten kontynent. Żona broni imienia swojego zmarłego męża także wówczas, gdy dziennikarz przypomniał o jego kontraktach z rosyjskim handlarzem bronią, obecnie przebywającym w więzieniu w USA oraz interesach z Koreą Północną.
Afera z respiratorami
W kontekście chyba najgłośniejszej afery z udziałem swojego męża Ewa Izdebska tłumaczy powody, dla których zdecydował się on sprzedawać Polsce respiratory. Jej zdaniem wynikało to z faktu, że mocno przejął się on sytuacją pandemiczną. Miał w tym celu szukać kontaktów przez swoich znajomych z całego świata. Izdebska przyznała, że aby ściągnąć urządzenia do Polski jej zmarły małżonek musiał dawać łapówki między innymi w Pakistanie. Kobieta jednak nie wie, czy działo się to za przyzwoleniem władz w Warszawie, podkreśla też, że przez cały ten czas Andrzej Izdebski był w kontakcie z polskim rządem i często rozmawiał telefonicznie z ówczesnym wiceministrem Januszem Cieszyńskim. Przyznała, że z chwilą, gdy wokół całej sprawy zaczęła się robić atmosfera afery to polityk z resortu zdrowia zaczął się chyłkiem wycofywać.
Kontrakt rządowy za milczenie
Gdy wokół całej sprawy zaczęły się gromadzić ciemne chmury, a Izdebski odmawiał kontaktu z mediami w celu przedstawienia wyjaśnień, żona miała nalegać w tej sprawie. Izdebski jednak, jak relacjonuje kobieta, twierdził, że resort zdrowia miał mu zagwarantować inny duży kontrakt w zamian za jego milczenie w kwestii afery respiratorowej. Żona przyznała, że nalegała niejednokrotnie na to, aby on te kwestie wyjaśnił publicznie, jednak za każdym razie Izdebski odpowiadał to samo, że „ma siedzieć cichutko”, i za to otrzyma jakiś inny rządowy kontrakt. Kobieta nie jest w stanie stwierdzić, który z ministrów miał tą obietnicę złożyć i potwierdza, że ostatecznie żaden kontrakt nie został sfinalizowany.
Jak wyznała rozmówczyni WP niekorzystny obrót spraw i brak obiecanego kontraktu był przyczyną, dla której ostatecznie jej mąż uciekł z Polski. Twierdzi, że ktoś ze służb miał mu przekazać, że wyższe kręgi władz oraz służby chcą z niego zrobić „kozła ofiarnego” zwalając na niego całą winę za wybuch afery. Kobieta zauważa, że już podczas pobytu w Albanii jej mąż miał regularnie stawiać się w tamtejszej ambasadzie, a polskie służby znały jego adres, bowiem mieszkanie miał on wynajmować od szefa wywiadu wojskowego w Albanii. W tym kontekście rodzi się uzasadnione pytanie, czy do śmierci Izdebskiego nie przyczyniły się w wymierny sposób działania służb. Domniemanie to jednak pozostaje tylko w kręgu hipotez.
Po śmierci
Ewa Izdebska twierdzi, że po śmierci jej męża nie przeprowadzone zostały żadne testy DNA ani nie ma dostępnych żadnych zdjęć z sekcji zwłok. Wskazuje też, że ciało zostało szybko skremowane i nie ma żadnych faktycznych dowodów, na to, że to faktycznie było on. Wątpliwości te stały się już pożywką dla krążących po sieci i w mediach teorii, że Izdebski tak naprawdę nadal żyje, na co zwrócił uwagę dziennikarz prowadzący rozmowę dla WP.
Ministerstwo Zdrowia odpowiada
Po publikacji rozmowy do zawartych w niej treści odniosło się na łamach mediów społecznościowych Ministerstwo Zdrowia. W opinii resortu są to rewelacje oparte na kłamstwach i mające wybielić nierzetelnego kontrahenta. Kwintesencją tego jest rzekoma, zdaniem resortu, prośba o milczenie samego zainteresowanego, podczas gdy w tym samym czasie na konferencjach prasowych przedstawiciele ministerstwa na bieżąco o wszystkim informowali media.