Weronika i Sebastian zginęli 11 listopada w Olsztynie, po tym jak w ich samochód uderzył mężczyzna jadący prawie 200 km/h. Po wypadku zawodowy kierowca Zbigniew G, opuścił swój pojazd i zniknął w pobliskim lesie. – Powinno być normalnie przybite morderstwo z premedytacją. Nie zdziwię, jak ten facet się wymiksuje od tego wszystkiego – powiedział brat ofiar.
– Wie pan, to byli młodzi ludzie, którzy mieli całe życie przed sobą. I nagle jeden wariat odbiera im to życie – powiedział Andrzej Ejma, kuzyn ofiar wypadku. Dodał, że gdyby to od niego zależało, to sprawca spędziłby resztę życia w więzieniu.
– Całe to nasze życie rodzinne kręciło się wokół nas wszystkich. I była to taka bardzo mocno zżyta rodzina – mówił z kolei Patryk Wieczorek, którego rodzeństwo zginęło. To jest dla nas taki cios, że to się po prostu w głowie nie mieści – wyznał.
– Powiem panu, że gdybyśmy wiedzieli, że to tak będzie, to chyba byśmy wsiedli całą piątką w ten samochód i… – wyznał zrozpaczony. – Niech by to się stało wszystko, byłoby nam dużo łatwiej – kontynuował.
Kuzyn Weroniki wyjawił, że miała ona chłopaka, który miał się jej oświadczyć w wigilię. – Mieli zamiar niedługo pobrać się. No niestety nie dojdzie do tego – powiedział Ejma. Nie może też przeżyć widoku momentu, kiedy kierowca oddala się z miejsca wypadku.
– Ten facet normalnie wychodzi z samochodu, z zimną krwią się tylko spojrzał w stronę… Jeszcze tak opatulił kurtkę, wtopił się w tłum, poszedł, w ogóle nie spojrzał – mówił o chwili wypadku swojego rodzeństwa.
“Moje rodzeństwo mu życie uratowało”
– I tak naprawdę, najgorszy paradoks tego wszystkiego jest taki, że moje rodzeństwo, które zginęło, życie mu uratowało. Bo tam zaraz był skręt, taki 90 stopni w lewo i on nie dałby rady na sto procent wyhamować – powiedział. Wieczorek stwierdził też, że jazda na tym odcinku 190 km/h “to jakaś masakra”.
– I teraz facet chce się w ogóle z tego wszystkiego wymiksować. Uciekł do lasu. Na pewno jak uciekł, to nie był czysty. To jest dobry cwaniak – powiedział.
Z lasu poszedł do szpitala
Sprawca wypadku zniknął dokładnie na 27 godzin. Po tym czasie niepodziewanie znalazł się w szpitalu. Dziennikarze “Raportu” dotarli do pracownicy placówki, która zobaczyła Zbigniewa G. jako pierwsza. – Pytam go, czy w czymś mu pomóc. A on wstał bardzo powoli, stanął naprzeciwko mnie i mówi, że tak – wspomina pielęgniarka.
– “Ja jestem z tego wypadku wczorajszego, szuka mnie policja i bardzo źle się czuję”. Pierwsza moja reakcja, że facet sobie żartuje, bo myślałam, że szukają już trupa w tym lesie – kontynuowała.
– Zapytałam: czy pan wie, że muszę zadzwonić na policję? Powiedział, że tak – opowiadała pielęgniarka. – Później koleżanka do mnie doszła i próbowałyśmy: czy pan wie, ile pan jechał itd.? On mówił, że pamięta, że jechał do szwagra i on nie pamięta, co było potem – wspomina rozmowę ze sprawcą wypadku.
Po przyjeździe policji mężczyzna przestał mówić, a odpowiedzią na każde z pytań była cisza. 39-latek został zatrzymany. Następnego dnia kiedy dziennikarze czekali na posiedzenie aresztowe, żonie Zbigniewa G. puściły nerwy.
– Posłuchaj, dla mnie to jest taka sama tragedia, jak dla nich! Rozumiesz?! – krzyczała. – Wizerunek! Jeżeli pokażesz wizerunek i zlinczujesz moje dzieci, ja zlinczuję ciebie! – zagroziła. – Tu, w sądzie! – dodała.
Zbigniew G. usłyszał kilka zarzutów, za które grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności. W miejscu tragedii policja zaczęła prowadzić wzmożone kontrole prędkości.
“Siostra się za niego modli”
Na pogrzebie 23-latki i 25-latka pojawiło się kilkaset osób. – Dlaczego tak młodzi ludzie, którzy mieli plany życiowe, żyli pełnią życia, musieli odejść i to w tak tragicznych okolicznościach? – pyta ich brat.
ZOBACZ: Olsztyn. Rodzeństwo zginęło w wypadku. Kierowca jechał 190 km/h. Tymczasowy areszt
– Ja czuję złość, ale moja siostra powiedziała, że modli się za sprawcę. Ja nie jestem tego w stanie zrozumieć – wyznał.
WIDEO: Śmierć rodzeństwa z Olsztyna. Rodzina opowiedziała o tragedii