Dzięki porozumieniu czterech krajowych i czterech zagranicznych sieci supermarketów na Słowacji zamrożone zostały ceny wybranych produktów m.in. mięsa, makaronu, mąki i cukru. Rozwiązanie to ma chronić konsumentów przed skutkami inflacji. Inicjatywa została poparta przez słowackie ministerstwo rolnictwa. Reporter Polsat News Brajan Kasprzyk przekazał, że inflacja na Słowacji jest o trzy punkty proc. niższa niż w Polsce.
– Supermarkety same wybrały towary, więc wiadomo, że nie oczekują dużych wzrostów ich cen. Jest to przyjemne, ale nie jest to rządowa decyzja wstrzymująca inflację – podkreślił na antenie Polsat News prof. Witold Orłowski.
Zmrożenie cen. “Dla rządu to jest bardzo ciężka decyzja”
Profesor został zapytany, czy zamrożenie cen mogłoby zostać wprowadzone w Polsce.
– Trzeba pamiętać, że Słowacja ma wygodniejszą sytuację niż Polska. Słowacja używa euro. Tam nie ma obawy, że z powodu obniżenia cen nastąpi osłabienie waluty i dalsze przyspieszenie inflacji. Polska jest pod czujną lupą inwestorów, czy przypadkiem czegoś nierozsądnego rząd nie robi – powiedział.
ZOBACZ: Drożyzna nie odpuszcza. Konsumenci komentują coraz wyższe ceny majonezu
– Dla rządu to jest bardzo ciężka decyzja, żeby zamrażać ceny. To może oznaczać kolejki, braki towarów. To są decyzje, które rządy podejmują w sytuacjach wyjątkowych np. wojny, ale nie jako narzędzie do walki z inflacją. To raczej prowadziłoby do kolejek, wykupowania towarów, a nie do zahamowania inflacji – dodał.
WIDEO. Prof. Orłowski: Dla rządu to jest bardzo ciężka decyzja, żeby zamrażać ceny
Profesor zaznaczył, że polski rząd mógłby spróbować porozumieć się z sieciami w kraju, by wprowadzić podobne rozwiązanie. – Nasz rząd mógłby się postarać, tak jak Słowacy, rozmawiać z sieciami supermarketów, czy są skłonne w odniesieniu do jakiejś grupy towarów zadeklarować, że ich ceny nie będą się zmieniały – mówił.
Mrożenie cen a walka z inflacją
Reporter Polsat News zapytał prof. Orłowskiego czy odgórne ustalanie cen w dłuższej perspektywie może prowadzić do zmniejszenia inflacji.
– W USA w czasach II wojny światowej była racjonowana żywność i wiele towarów było racjonowanych ze sztucznie zaniżonym wzrostem cen. W związku z tym, kiedy wojna się skończyła, ceny wzrosły o 30 proc. To pokazuje, że metoda, która jest stosowana w nadzwyczajnych sytuacjach, jest metodą, która może prowadzić do braku towarów i zazwyczaj odłożeniem w czasie inflacji, a nie zahamowaniem – mówił. – To nie jest metoda, którą ekonomiści zalecają rządom, chociaż czasem sytuacja wyjątkowa może tego typu działania uzasadniać – dodał.
ZOBACZ: Rekordowe ceny warzyw. “Zaczynamy płacić za to, co zrobiliśmy przez lata”
Prof. Orłowski przypomniał, że w trakcie pandemii istniała możliwość prawna, by wprowadzić takie rozwiązanie dot. maseczek czy podstawowych artykułów żywnościowych. – Rząd z tego nie skorzystał z tym, że wtedy nie było problemu rosnących cen z powodu rosnących kosztów. Wtedy był problem tego, że pojawiła się panika na rynku i gwałtowna chęć zakupu produktów, która powodowała, że produktów mogło zabraknąć i sprzedawcy często podnosili bardzo silnie ceny – przekazał.
anw/dk/Polsat News / Polsatnews.pl
Czytaj więcej