Strona główna > Polska > Piramidalnie chore procedury Piramidalnie chore procedury Jola Polska 1
Identycznie jak w służbie zdrowia, przyjęte w edukacji procedury zabiły proces kształcenia i wychowania uczniów czyniąc z nauczycieli bezwolne narzędzie wypełniania setek stron biurokratycznie wymaganych dokumentów. Deficyt czasu poświęcanego na dydaktykę wynika z konieczności spełniania wymogów proceduralnych. Najważniejszym i najgroźniejszym stał się formalizm. Na jego podstawie urzędnicy oceniają szkoły i nauczycieli. Oznacza to, że w papierach wszystko zgadza się. Skutek jest taki, że dzieciaki zamiast chodzić do szkoły po wiedzę, wolą wagarować, za co karani są rodzice.
Zamordowano dydaktykę przyjmując systemowo tak zwany awans zawodowy nauczyciela, który traktuje każdego absolwenta uczelni jak idiotę robiąc z niego potulnego wypełniacza rubryk w dzienniku, bądź arkuszach owego awansu. Za dodatek 300 zł poddani procesowi szyderczo zwanym doskonaleniem zawodowym wszyscy działają jak sklonowani potakiwacze. Posłusznie organizują dziesiątki konkursów, imprez, pokazów, zawodów, tylko nie przekazują samodzielności myślenia czy gromadzenia wiedzy. Jak długo można znosić ideologię nazwaną nauką przez zabawę, czy komunikację? Podziwiam cierpliwość rodziców, którzy chyba tylko z racji istnienia obowiązku szkolnego posyłają swoje latorośle do „placówek”- przechowalni zamiast do szkół w tradycyjnym rozumieniu, gdzie minimum sukcesu egzaminacyjnego przed reformą wynosiło 70% poprawnych rozwiązań.
Temat jest tak obszerny jak każdy spatologizowany sektor funkcjonowania naszego nieszczęsnego państwa zarządzanego przez urzędnicze gangi.
Szkoły państwowe różnią się tylko tym od społecznych, że nie pobierają czesnego. Wszystkie muszą realizować wymagania ministerialne. Ministerstwo zaś, to urzędnicy namolnie pilnujący wykonywania procedur, bądź je doskonalący kolejnymi rozporządzeniami. Za wszelkie treści, programy odpowiedzialny jest minister. Pomyłką jest sądzić, że to pan Trzaskowski, bądź inny samorządowiec wprowadził LGBT do placówek. To minister Zalewska na pozorowanych konsultacjach z nauczycielami przypominała, że można wprowadzać takie zmiany, które nie naruszą dyrektyw unijnych. Jeśli kropki lub przecinki czasem wnoszą zmiany, to nie w tym przypadku – niemożliwe. Zakres pojęciowy i źródła tej drażliwej tematyki od dawna widnieją w internecie, dokładnie scharakteryzowane na każdym poziomie szkoły, przedszkola. Program ten odwołuje się do instynktu nie intelektu człowieka. Jego akceptacja jest równoznaczna ze zgodą na bycie zwierzęciem.
Paradoksem jest fakt, że gminy finansują szkoły, ale nie mają wpływu na programy. Byłoby wreszcie ku ogólnemu pożytkowi gdyby wraz z obowiązkiem finansowania szkół przekazać nauczycielom prawo tworzenia programu nauki w danej szkole, na danym poziomie. Każdy kolejny etap kształcenia weryfikowałby fachowość autora programu, a nie testy. Przy okazji, skoro 30% rozwiązań prawidłowych cieszy jako wynik minimalnie pozytywny, to jest to poziom analfabety, bo „fachowcy” zaznaczają odpowiedzi metodą toto – lotka. Uzdrowieniem systemu byłaby niwelacja ministerstwa i jego biurokratycznych agend, co automatycznie wykluczyłoby niedopuszczalny lobbing firm wydawniczych. Dałoby też realną możliwość wpływu lokalnego środowiska na nauczane treści, charakter szkół, wolność zawodową nauczycieli połączoną z odpowiedzialnością za programy autorskie. Co daj Boże. Amen.
P.S. Rozprawiając o europejskości, jak wyjaśnić fakt, że obowiązek nauki języka angielskiego wprowadzony został już od 1-ej klasy szkoły podstawowej? Otóż ten chory system jest dokładnym odwzorowaniem amerykańskiego.
Jola
biurokracjaedukacjaszkolnictwoszkołaRead the full article – wolna-polska.pl