Autor, rzeźbiarz, heretyk
Stanislav Szukalski urodził się w Warcie 13 grudnia 1893 roku. Kiedy miał sześć lat, nauczyciel wysłał go do gabinetu dyrektora, by wytłuc ołówek. Dyrektor przyjrzał się uważniej ołówkowi i odkrył, że młody Stanisław wyrzeźbił małą, niemal idealną figurę. Zamiast go ukarać, zadzwonił do lokalnej gazety, która napisała film o cudownym dziele sztuki.
Szukalski przybył do Stanów Zjednoczonych i mieszkał w Chicago, gdy był nastolatkiem. Został członkiem renesansowych luminarzy z Chicago wraz z Benem Hechtem, Carlem Sandburgiem i Clarence’em Darrowem. W tym czasie ukazały się dwie duże monografie: Praca Szukalskiego (Covici-McGee, 1923) i Projekty w projektowaniu (University of Chicago Press, 1929).
W latach trzydziestych, jako znany syn marnotrawny, który otrzymał od polskiego rządu własne muzeum, Szukalski wrócił ze wszystkimi dobrami do Polski, ale jego dzieło zostało przerwane przez oblężenie Warszawy w 1939 r. Udało mu się uciec do Ameryki mieszkać w Kalifornii z żoną Joan Donovan, ale cała jego praca życiowa została utracona, zbombardowana lub skradziona podczas wojny. Teraz żyjąc w całkowitej ciemności, spędził resztę życia obsesyjnie pisząc i tworząc sztukę, która miała udowodnić teorię, że cała ludzka kultura pochodzi z jednego pochodzenia na Wyspie Wielkanocnej po biblijnym Potopie Noego.
W 1971 roku jego dzieło i egzystencja zostały ponownie odkryte przez Glenna Braya, który został jego patronem, a później wydał dwie inne publikacje, Troughful of Pearls (Bray / Zwalve, 1980) i Inner Portraits (Bray / Zwalve, 1982). Szukalski zmarł w Burbank w Kalifornii 19 maja 1987 roku. Rok później prochy jego i jego żony zostały rozrzucone na kamieniołomach Rano Raraku, rzeźbiarzy na Wyspie Wielkanocnej przez jego bliskich przyjaciół, niektórych z nich artystów, Glenna Braya i Lenę Zwalve, Robert i Suzanne Williams oraz Rick Griffin i Camille Houston. Cała praca Szukalskiego jest obecnie chroniona przez Archives Szukalski.
Zaniedbany geniusz Stanisława Szukalskiego
Podobnie jak wielu innych bezbronnych dzieci amerykańskiego asfaltu, po raz pierwszy zobaczyłem pracę Stanisława Szukalskiego w numerze 1 magazynu Weirdo R. Crumba. Byłem zaintrygowany, ale nie do końca zachwycony, a kiedy znalazłem dobrze wyselekcjonowaną kopię próbalskiego Szukalskiego Tuskful of Pearls leżącego perused i porzuconego na tyłach stojaka na czasopisma Santa Monica, kupiłem go na kaprys bez żadnego zainteresowania nim lub jego praca. Dwa dni później lodowato płynąca substancja jego geniuszu wśliznęła się w mój konwencjonalny umysł i napełniła go, przekształcając w oszalałego cheerleaderkę Szukalskiego, który pokazał swoją pracę każdemu, kogo spotkałem, łącznie z nieznajomymi w miejscach publicznych.
Kiedy dowiedziałem się dzięki czystej szansie, że żyje i mieszka w Burbank w Kalifornii, niewiele mil od mojego domu, byłem agog. Sprawdziłem jego numer w książce telefonicznej i zadzwoniłem do niego. Kiedy odebrał telefon swoim głębokim, melodyjnym głosem, byłam tak sparaliżowana z podniecenia, że ledwo mogłam mówić, ale był bardzo łaskawy i kiedy uświadomił sobie, że przez moje chrapliwe chrapanie pytałam, czy mogę go odwiedzić, przyznał się ciepło.
Wyobrażałem sobie, że mieszka w wygodnym domu z ogrodem rzeźb, opiekowanym przez żałosną żonę i niewielką grupę sługusów i uczniów, radzących sobie zręcznie z ciągłym strumieniem wykonawców świata sztuki. Zamiast tego znalazłem go w przygnębiająco pozbawionym charakteru budynku mieszkalnym, mieszkającym w dwóch dusznych pokojach wypełnionych posągami, rzeczami osobistymi i bałaganem rozmaitych prac w toku. Jego żona zmarła kilka lat wcześniej i nie miał sługusów, żadnych uczniów, nie podziwiał publiczności. Jego głównym filarem i jedynym głównym patronem był kolekcjoner i wydawca komiksów Glenn Bray, który w 1980 roku wydrukował Troughful of Pearls, próbując sprowadzić pracę Szukalskiego na świat. W miarę jak nasze spotkanie trwało, stało się dla mnie przerażająco oczywiste, że Szukalski żyje w ubóstwie i prawie całkowicie zapomniany.
A przecież był jednym z największych artystów tego lub innego wieku, stanowczą siłą twórczą, która przyniosła niesamowitą liczbę zadziwiających prac w trakcie kariery, która trwała siedemdziesiąt pięć lat. Historia jego życia jest tak interesująca, a jego lista osiągnięć jest tak obszerna, że aby właściwie je opisać, zajęłyby się tomy. Urodził się w 1893 roku, osiągnął uznanie jako artysta wielkiej obietnicy, będąc nastolatkiem, przeżył dwie dekady choroby, głodu i zaniedbania, aw wieku czterdziestu lat miał muzeum poświęcone wyłącznie jego twórczości. Wyprodukował setki wyszukanych i głęboko ekspresyjnych rzeźb oraz dziesiątki tysięcy rysunków; odkrył, co uważał za prototypowy język starożytnej ludzkości; sformułował oryginalną naukę antropologiczną i uzasadnił ją czterdziestoma dwoma dużymi tomami rysunków i pism; zaprojektował pomniki i budynki – a wszystko to zrobił z mistrzostwem kunsztu i oryginalnością projektu, który nigdy nie zawodzi, kto go widzi.
Ben Hecht w autobiografii z 1954 r. „Dziecko stulecia” opisuje dwudziestoletniego Szukalskiego, którego poznał w 1914 r. Jako głodującego, umięśnionego, arystokratycznego i tlącego się z pogardą dla pomniejszych istot niż on sam. Kiedy wpływowy krytyk sztuki faworyzował swoją pracownię Pracalskiego Szukalskiego i doceniał statuetkę czubkiem laski, Szukalski chwycił kij, złamał go i brutalnie wyrzucił go i jego potencjalnego dobroczyńcę na ulicę. W rzeczywistości kategorycznie nienawidził wszystkich krytyków sztuki i niezmiennie odpłacał ich podziwom z głęboką pogardą; Rezultatem był przewidywalny brak kariery.
Szukalski nie miał nic przeciwko. Kontynuował trudy jak szaleniec, tworząc jedną niesamowitą pracę za drugą, przekonany, że jego artystyczna i intelektualna wyższość zatriumfuje nad narzuconym mu porządkiem kulturowym.
W 1934 roku został potwierdzony. Rząd jego rodzinnej Polski ogłosił go „Najwspanialszym Żywym Artystą” i przywiózł go i wszystkie jego dzieła do Katowic, gdzie budowano Muzeum Narodowe Szukalski jako pomnik jego chwały. Szukalski nie mógł być większym zaszczytem, który uważał się za Polskę w miniaturze i którego serce nieustannie tęskniło za ojczyzną i ludźmi cały czas będąc w Ameryce.
Podczas II wojny światowej Luftwaffe zburzyło muzeum podczas pierwszego nalotu bombowego na Polskę. Szukalski wrócił do Stanów Zjednoczonych, aby spędzić resztę życia w różnym stopniu komfortu aż do śmierci. Jego panowanie jako „największego żywego artysty” trwało zaledwie kilka lat.
Pracował z zaciętym i jednomyślnym oddaniem, obojętny na sprawy osobistego komfortu i odżywiania. Kiedy 19 maja 1987 r. Uderzył go udar mózgu, w wieku dziewięćdziesięciu trzech lat Szukalski był nadal niezwykle ważny. W epoce, w której przytłaczająca większość Amerykanów jest martwa lub zrujnowana, Szukalski był prawdziwym duszkiem. Miał niezwykłą jasność umysłu, której wiek nic nie przesłaniał. Żył żywiołowo sam, codziennie chodził na znaczne odległości, aby ćwiczyć i zarządzał swoimi sprawami. Mógł przetrwać na diecie składającej się z płatków kukurydzianych i wody, a mimo to zachować taką siłę mięśni, że jego ramię było jak kawałek stalowej rynny.
Szukalski posiadał urzekającą postawę Starego Świata i mówił ze zorganizowaną elegancją, która pozwoliła mu przedstawić swoje skomplikowane pomysły z dużą zwięzłością. Poruszył się wzdłuż nieuprawnionych obór Burbanku niczym szlachcic wśród dzikusów, anachronicznie dworski i uprzejmy. Zasalutował i ukłonił się mężczyznom; pocałował ręce kobiet. Ogień płonął mu w oku przez cały czas, choć jego nastrój stale się zmieniał.
Uważał się za pozbawionego uprzedzeń lub wpływów. Jakakolwiek sugestia, że jego praca zawierała na przykład elementy sztuki Majów, została mocno stłumiona. Prawdą jest, że spojrzał na (i skrupulatnie skopiował) fantastycznie ogromną ilość prekolumbijskiej sztuki i innych starożytnych obrazów etnicznych w trakcie opracowywania swojej pracy nad swoją nauką o „Zermatyzmie” (w której prześledził rozwój ludzkości wyłonienie się z dewastacji Wielkiej Powodzi), ale gwałtownie zaprzeczył, że jego dzieło zawierało jakiekolwiek otrzymane pomysły lub motywy. Poważnie myślał o utrzymaniu swojego roszczenia do nieskazitelnego artystycznego bękarta; zamierzał nazwać swoją autobiografię Self-Born.
Podczas mojego pierwszego spotkania z nim nieustannie tracił równowagę. Jaka jest Twoja narodowość? zapytał mnie chwilę po tym, jak usiedliśmy na krzesłach w wilgotnym akwarium w jego salonie.
„Przeważnie holenderski” – powiedziałem.
„Holendrzy są czołowymi zwolennikami i producentami pornografii dziecięcej na świecie”, odpowiedział.
Leniwie próbowałem wyjaśnić, że nie jestem takim zboczeńcem, ale nudzi się głębiej i głębiej w ramy mojej historii osobistej i rodowej, zdeterminowany, by uświadomić sobie, że należałem do skazanego na zagładę społeczeństwa ne’er-do- studnie. A jednak rozstaliśmy się przyjaźnie i pozostaliśmy przyjaźni aż do jego śmierci, ponieważ chociaż jego przekonanie, że jestem gorszą istotą, było szczere, nie powstrzymał tego przeciwko mnie. Ze swojej strony uważałem go za geniusza i niezwykłego człowieka, który zasłużył sobie na szacunek, nawet najbardziej dziwaczny.
W ciągu ostatnich dziesięcioleci swojego życia Szukalski pragnął uznania i ujawnienia, podziwu i poparcia, które znał tak krótko i tak późno, a które teraz całkowicie mu odmówiono. Widział artystów graffiti, którzy osiągnęli status wzniosłych mistrzów, podczas gdy on pozostawał odizolowany od sławy, jak gdyby przez żelazną ścianę.
Inni przyjaciele Glenna Braya i Szukalskiego zabrali Troughful z Pereł do muzeów w Los Angeles i okolicach Los Angeles, oczekując dla niego ekspozycji, na którą tak wyraźnie zasłużył. Urzędnicy muzealni nigdy nie byli zaskoczeni ilością i jakością prac. Kuratorzy, którzy z protekcjonalnością udzielali pięć minut swoim książkom, skończyliby spędzając godzinę lub więcej, przesypując materiał, z niedowierzaniem i próbując zrozumieć, że Szukalski był prawie zupełnie nieznany.
Ale nic nie wyszło z tych prób! Kuratorzy ostatecznie przekazali książki z uprzejmym podziękowaniem i powiedzieli, że nie dbają o to, by wnieść dzieła Szukalskiego do swoich galerii. Czemu? Ponieważ był zbyt polityczny, zbyt uparty, zbyt nagi, zbyt szalony.
To słowo „szalony” pojawiło się często podczas tych negocjacji i nie miało to być komplement. Gmach Szukalskiego był niedorzeczny. Wśród jego najsilniej utrzymanych (i obszernie udokumentowanych) teorii było przekonanie, że rasa wrogich Yeti krzyżuje się z ludźmi od niepamiętnych czasów i że hybrydowe potomstwo doprowadza do końca cywilizacji. Na dowód tego wskazał na Rosjan. Wierzył również, że ciepło powoduje grawitację i że wszystkie współczesne języki wywodzą się z języka polskiego. Zachował uczucia, które wydają się faszystowskie i rasistowskie, i które opierały się na jego najbardziej absurdalnych teoriach. Prawie na pewno mylił się co do wielu rzeczy; ale jak każdy, kto spędził z nim jakiś czas, może ci powiedzieć, nie był szalony.
Szukalski powiedział, że jego praca została odrzucona, ponieważ była tak mocno poinformowana przez ogromną pasję, jaką czuł wobec swoich poddanych. Powiedział, że przeciętni Amerykanie nie kochali ani nie nienawidzili niczego silnie, tak jak on, i że oni (to znaczy my) nie mogliby docenić wielkich tematów uchwyconych w wijących się ścięgnach jego rzeźb i obrazów. Myślę, że w pewnym stopniu miał rację; jest jednak oczywiste, że głównym powodem jego dalszego braku akceptacji był fakt, że Szukalski po prostu odmówił uczynienia siebie smacznym. Miał wiele niepopularnych opinii i nie widział powodu, by trzymać je dla siebie. Właściwie to właśnie w tych chwilach mała taktyczna powściągliwość mogła być bardzo korzystna dla jego kariery, ponieważ był najbardziej wolny. Pewnego razu umówiłem się na spotkanie z kuratorem dużego muzeum w Los Angeles. Biuro mężczyzny zostało powieszone dziełami Picassa, Matisse’a i Kandinsky’ego; Szukalski natychmiast rozpoczął szyderczą tyradę przeciwko tym mistrzom. Kurator po prostu opuścił pokój, a sekretarka nam pokazała.
Kilka lat temu zorganizowano mu publiczne wystąpienie i pokaz slajdów w wynajętej sali. Pojawiło się około siedemdziesięciu osób. Szukalski był zachwycony. Uwielbiał trzymać się z daleka i czuł się przywiązany do wszystkich swoich odbiorców. Wjechał na podium iw ciągu czterech minut zraził lub obraził wszystkich w tym miejscu. W swoich uwagach wstępnych pochwalił Reagana do nieba i rzucił się na Picassa (wymówił to „Pick-ass-oh”; oczerniał kolekcjonerów sztuki, Rosjan, FDR, Kalifornię, Amerykę i sport zawodowy, i zakończył się surowym potępieniem) „Homos”. Członkowie publiczności spoglądali na siebie z uśmiechem i mruczeli ostre odpowiedzi, ale kiedy wykład się skończył, dostał gromkie i długotrwałe owacje, zdając sobie sprawę, że Szukalski nie jest człowiekiem, który powinien być oceniany według konwencjonalnych kryteriów; jako wybitny członek ich gatunku.
W ostatnich latach głównym projektem Szukalskiego była gigantyczna i złożona struktura, którą chciał, aby Stany Zjednoczone przekazały Francji, by odwzajemnić Statuę Wolności. Nazwał to Kogutem Galii, a on opracował najdrobniejsze szczegóły, w tym genialny plan za to zapłacić. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy pokazał mi modelową rzeźbę, którą zrobił dla centralnego przedmiotu. – Słuchaj – powiedział, wskazując na zmęczoną i udręczoną kobietę, która została spustoszona przez masę stylizowanych i wpisanych macek. „To jest kobieta, która symbolizuje Francję. Zostaje zmiażdżona i usidlona przez wszystkie „-izmy” współczesnej Europy. Jest faszyzm, a jest komunizm… i jest brzuchomówstwo. ”
Niezależnie od idiosynkratycznych szczegółów jego twórczości, wiadomość Szukalskiego jest wiarą w siebie. Jego życie spędził na służbie swojej wizji szlacheckiej. Był człowiekiem, który nie godziłby się na zasadnicze sprawy. Był gotów raczej umrzeć z głodu niż przyjąć kawałek chleba pod fałszywym pretekstem. Jego sztuka jest ożywiona przez namacalne siły skrupułów i opinii, które rzadko są widoczne w dziełach serca, a przekazy są tak potężnie przedstawione, że pomniejsze umysły niż jego muszą często odmawiać, by próbować sobie z nimi poradzić. Mógł przestrzegać wszelkich opinii sprzecznych z jego własnymi, gdyby tylko były silnie trzymane; rzeczą, której nienawidził przede wszystkim była słabość. I słusznie, jak to się dzieje, ponieważ okazało się, że słabość była tym, co go pokonało – słabością arbitrów kulturowych, którzy nie odważyliby się powstrzymać fali i być odpowiedzialni za jego poznanie.