Szwajcarzy byli jedną z największych niespodzianek tegorocznych mistrzostw. “Helweci” mieli to szczęście, że ich kluczowi zawodnicy, grający na co dzień w NHL, dość wcześnie odpadli z walki o Puchar Stanleya, dlatego na turniej mogli przyjechać właściwie wszyscy najważniejsi gracze: począwszy od Romana Josiego, przez Nino Niederreitera, kończąc na znakomitych napastnikach Kevinie Fiali i Nico Hischierze.
ZOBACZ TAKŻE: Henryk Gruth diagnozuje problemy polskiego hokeja! “To jedyna szansa. Na razie bujamy w obłokach”
Przez fazę grupową reprezentanci Szwajcarii przeszli z zaledwie jedną porażką (2:3 z Kanadą), pokonując dość niespodziewanie zarówno Finów (3:1), jak i – po rzutach karnych gospodarzy imprezy Czechów (1:1, karne 2:1). W fazie pucharowej podopieczni trenera Patricka Fischera odprawili zaś ubiegłorocznych finalisów MŚ Elity, wygrywając w ćwierćfinale z wicemistrzami świata, Niemcami (3:1), a następnie rewanżując się Kanadzie, triumfatorom sprzed roku, za porażkę w fazie grupowej (2:2, karne 2:1).
Czesi z kolei rozkręcali się bardzo powoli. W fazie grupowej tracili punkty z każdym mocnym rywalem: Finlandię na inaugurację mistrzostw świata pokonali dopiero po rzutach karnych (0:0, karne 2:0), ze Szwajcarami przegrali po karnych, a Kanadzie ulegli po dogrywce. Do ćwierćfinałów ekipa trenera Radima Rulika awansowała z trzeciego miejsca, oglądając plecy Kanady i Szwajcarii.
Prawdziwą drużynę poznaje się jednak po tym, jak radzi sobie w najważniejszych spotkaniach, a tu Czesi zaprezentowali się z kapitalnej strony. W ćwierćfinale przeciwko Stanom Zjednoczonym zachwycili – niczym podczas pamiętnych igrzysk w Nagano – żelazną defensywą, wygrywając 1:0, a w półfinale dali prawdziwy koncert hokeja, gromiąc aż 7:3 murowanych faworytów imprezy, naszpikowanych gwiazdami NHL Szwedów.
W finałowym spotkaniu oba zespoły – czego można się było spodziewać – skupiły się przede wszystkim na tym, by nie stracić gola. Nie oznacza to jednak, że brakowało emocji. Wręcz przeciwnie – w pierwszej tercji Szwajcarzy byli o krok od zdobycia bramki po strzale Christopha Bertschy’ego (gospodarzy uratował słupek), zaś w drugiej to Czesi – i to aż dwukrotnie (po uderzeniach grających w NHL Davida Kampfa i Dominika Kubalika) – obijali obramowanie bramki “Helwetów”.
W trzeciej tercji mieliśmy dłuższą przerwę, ponieważ po jednym z ostrzejszych starć hokeistów uszkodzeniu uległa okalająca lodowisko pleksa. Niespodziewana pauza lepiej przysłużyła się gospodarzom, którzy w 50. minucie meczu trafili wreszcie do siatki rywali. Czesi wygrali wznowienie na buliku po prawej ręce szwajcarskiego bramkarza, Tomas Kundratek zagrał spod niebieskiej linii na lewą stroną, a David Pastrnak, zawodnik Boston Bruins, mocnym uderzeniem “z klepki” pokonał znakomicie spisującego się na tych mistrzostwach Leonardo Genoniego.
Mimo rozpaczliwych prób ekipie Patricka Fischera nie udało się doprowadzić do wyrównania. Czesi kapitalnie spisywali się w obronie, a tuż przed końcem spotkania dobili Szwajcarów uderzeniem Davida Kampfa do pustej bramki i z pierwszego od 2010 roku złota Mistrzostw Świata Elity mogli cieszyć się gospodarze tegorocznego turnieju.
Brązowy medal przypadł Szwedom, którzy w starciu o trzecie miejsce pokonali 4:2 reprezentację Kanady.
Finał Mistrzostw Świata Elity w hokeju na lodzie
Szwajcaria – Czechy 0:2 (0:0, 0:0, 0:2)
Bramki: David Pastrnak 50, David Kampf 60
Przejdź na Polsatsport.pl