imalopolska

najnowsze wiadomości

Polska

Autorytety

a-46

Strona główna > Polska > Autorytety Autorytety Asia Polska, Wyróżnione 2

Według definicji słownikowej autorytet to: 1. «ogólnie uznana czyjaś powaga, wpływ, znaczenie, przewaga; mir»: Mieć, zdobyć, utrzymać a. Podważać czyjś a. Tracić a. Cieszyć się autorytetem. 2. «o człowieku, instytucji itp. mających ogólnie uznaną powagę, wpływ, znaczenie: Był dla swych dzieci autorytetem. Najwyższe a-y naukowe orzekły. (nm. z łc.) To w nawiasie oznacza, że wyraz pochodzi z języka niemieckiego i ma łacińskie korzenie.

Często pod pojęciem autorytetu rozumiemy ludzi o nieprzeciętnych zdolnościach w jakiejś dziedzinie, rozległej wiedzy, wysokiej kulturze osobistej i nienagannej postawie moralnej. I takim ludziom skłonni jesteśmy ufać, traktować ich wypowiedzi i opinie jako obiektywny opis rzeczywistości. Ale zapominamy o tym, że nawet najwięksi geniusze, to tylko ludzie, z ich emocjami i wadami.

Jednym z takich niekwestionowanych autorytetów jest Waldemar Łysiak. To znakomity pisarz, publicysta, kolekcjoner i znawca malarstwa, to człowiek wielu talentów, ale to, jak większość ludzi, człowiek kierujący się emocjami i w tych emocjach nieobiektywny. To zwolennik PiS-u, tego PiS-u, który prowadzi nas wprost do Judeopolonii. To też bezkrytyczny wyznawca kultu Marszałka. W książce “Rzeczpospolita Kłamców Salon”, Warszawa 2004, pisze tak:

“Nasuwa się analogia z bolszewikami Lenina i Stalina, którzy nie przetrwaliby do roku 1920, gdyby nie skuteczna pomoc wojsk anarchisty N. Machno. Armia Czerwona byłaby rozbita (i to kilkakrotnie) przez armie białogwardyjskie, lecz Machno ‘trzy razy zawierał tajne porozumienia z władzą sowiecką’ (O. Gierczikow) i kolejno sparaliżował białą armię Krasnowa (1918, 1919), białą armię Denikina (1919) oraz białą armię Wrangla (1920). Jedynie dzięki sprytowi i militarnym zabiegom tego człowieka, skutecznie wspomagającego sypiącą się Armię Czerwoną, bolszewizm nie został zmieciony.”

Czytałem ten fragment i przecierałem oczy ze zdumienia. A gdzie Piłsudski! A gdzie prawie milionowa armia polska, która raptem, ni stąd ni zowąd, zatrzymała się jakby zamieniła się w słup soli? Jak to było i jakie tajne rozmowy prowadził z bolszewikami w 1919 roku Piłsudski, choć nie osobiście, tylko przez wysłanników, to o tym pisał Józef Mackiewicz w swojej powieści “Lewa wolna”. Ale wyznawca kultu Marszałka nie mógł o tym napisać! Mackiewicz, uczestnik tej wojny, gdyby przeczytał wyżej cytowany fragment, w grobie by się przewracał.

To, że ktoś w jakiejś dziedzinie jest wybitny, to nie oznacza, że nie może przemilczać pewnych, niewygodnych faktów. A w tym akurat momencie Łysiak tak postąpił. Aż trudno w to uwierzyć, ale tak jest.

Ostatnio ucierpiał trochę autorytet Stanisława Michalkiewicza. To również wybitny publicysta, pisarz, komentator życia politycznego, erudyta, równie biegle władający słowem pisanym jak i mówionym. Krasomówca – jak wielu go określa. Szczególną popularnością cieszą się jego komentarze na YouTube. Jednak ostatnio autorytet ten ucierpiał nieco, a to za sprawą jego apelu do swoich czytelników i słuchaczy. Poprosił ich o pomoc w wykupieniu mieszkania, do którego to wykupu został zmuszony w trybie nagłym. Dodał, że nie stać go na tak duży wysiłek finansowy w tak krótkim czasie. I tyle można było dowiedzieć się od niego samego. Michalkiewicz nie przedstawił żadnego dokumentu, który uwiarygadniałby jego prośbę. Nie wiadomo więc kto był właścicielem i administratorem budynku, na jaką kwotę oszacowano wartość mieszkania i kto dokonał tej wyceny. On sam nie sprecyzował o jaką kwotę chodzi, ile pieniędzy brakuje mu do wykupienia lokalu.

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=HcOUI5PUbQg?feature=oembed&w=640&h=360]

Odzew na apel był natychmiastowy, a chętnych do pomocy wielu, bo już chyba po miesiącu Michalkiewicz oświadczył, że mieszkanie zostało wykupione. Czy zebrał tych pieniędzy więcej, czy mniej niż było niezbędne do wykupienia mieszkania, tego nie powiedział. Ktoś mógłby zapytać: A co to nas obchodzi, jak kto wydaje swoje pieniądze? Jeśli ktoś dobrowolnie wspomógł Michalkiewicza, to jego prywatna sprawa. I pewnie miałby dużo racji. Jednak w tym przypadku jest trochę inaczej. Michalkiewicz jest, z racji wykonywania zawodu, osobą publiczną, medialną, której wpływ na kształtowanie opinii publicznej jest duży, przynajmniej po tej tzw. prawej stronie.

Znany jest on od lat jako piewca tzw. wolnego rynku, minimum państwa a więc i minimum opieki społecznej. Uważa, że ludzie powinni brać odpowiedzialność za swoje postępowanie, decyzje. Jednym słowem brać swój los we własne ręce. To także zwolennik niskich podatków, bo uważa, że ludzie sami lepiej rozporządzą swoimi pieniędzmi niż państwo. Aż tu nagle taka katastrofa! Ludzie pomóżcie! Przez całe życie nie potrafiłem zadbać o swoje sprawy, nie potrafiłem zarządzać moimi pieniędzmi i teraz ich nie mam. „Pomożecie towarzysze?! – Pomożemy!” Skąd my to znamy?

Człowiek, który postępuje wbrew zasadom, które głosi jest niewiarygodny. Nie ulega wątpliwości, że Michalkiewicz poprzez taki apel stracił autorytet u wielu swoich wcześniejszych czytelników i słuchaczy. Nie u wszystkich. Wielu pozostało przy nim.

Ten przypadek skłania jednak do pewnej refleksji. Czy my jesteśmy aż tak głupim i naiwnym narodem i społeczeństwem by wierzyć w to, że jeden z najbardziej popularnych polskich publicystów i pisarzy, sprzedający swoje książki w nakładach idących w dziesiątki tysięcy, mający od lat stronę internetową, którą wspiera wiele osób z kraju i z zagranicy – że ten człowiek nie zdołał zabezpieczyć się finansowo i że jest tak głupi, że nie sprawdził jaki jest stan prawny mieszkania, w którym mieszka? Tak liczny i szybki odzew na apel Michalkiewicza wskazuje, że – tak!

A teraz puśćmy sobie wodze fantazji. Czy rzeczywiście tak było, że Michalkiewicz nie miał pieniędzy. Jeśli założymy, że nie miał, to musimy pójść krok dalej i stwierdzić, że jest życiowym nieudacznikiem i ofermą. Temu jednak przeczy jego intelekt i pozycja, jaką zajmuje. A więc założenie takie jest bez sensu i wypada je odrzucić. Czyli pozostaje druga opcja – pieniądze miał. A skoro tak, to jaki był motyw jego postępowania? I czy zrobił to dobrowolnie? Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że tym apelem ośmiesza się w oczach wielu ludzi, że podważa, nieskalany dotychczas autorytet, że naraża się na spadek sprzedaży swoich książek, oglądalności itp. Jeśli miał pieniądze, to po co miałby decydować się na taki krok? Pozostaje więc druga opcja. Został do tego zmuszony. I znowu rodzi się pytanie – przez kogo? I co ten ktoś chciał przez to osiągnąć?

Puszczając nadal wodze swojej fantazji, zastanawiam się, czy nie był to pewien test? Test sprawdzający, jaką niedorzeczność można wmówić ludziom. Jak daleko można się posunąć? Chodzi oczywiście o sprawdzenie tej części polskiego społeczeństwa, która zachowała jeszcze jakieś patriotyczne uczucia. I test wypadł pozytywnie. Dla osoby, która jawi się nam jako szczery patriota, któremu polskie sprawy leżą na sercu, jesteśmy w stanie dużo zrobić i co ważniejsze – zaufać. Kto wie czy tacy ludzie nie będą potrzebni w pewnym krytycznym momencie, by swym kwiecistym językiem zapewniać nas, że nic się nie stało. Pytania i pytania, i wątpliwości.

Jostein Gaarder w książce „Świat Zofii” pisze:

„Filozof więc to ktoś taki, kto przyznaje, że jest cała masa spraw, których nie rozumie. I bardzo mu to przeszkadza. Tym samym i tak jest mądrzejszy od wszystkich, którzy chwalą się, że znają się na rzeczach, o których nie mają pojęcia. Najmądrzejszy jest ten, który wie, czego nie wie. Sam Sokrates twierdził, że wie tylko jedno – a mianowicie, że nic nie wie. Największe zagrożenie stanowią zawsze ci, którzy pytają. Odpowiadanie na pytania już nie jest tak niebezpieczne. W jednym pytaniu zawierać się może więcej prochu niż w tysiącu odpowiedzi.

Michalkiewicz znany jest z tego, że od lat ostrzega nas przed żydowskimi roszczeniami i można powiedzieć, że do pewnego momentu miał na to monopol. Nikt inny w Polsce o tym nie mówił i nie dostrzegał tych zagrożeń. Taki geniusz!? A może widział, tylko nie miał gdzie tego obwieścić – „Urbi et orbi”. Kiedyś Józef Mackiewicz nazwał Stefana Kisielewskiego licencjonowanym opozycjonistą, bo jako opozycjonista rozjeżdżał się w latach 60-tych po Europie, podczas gdy, jak to on pisał, prawdziwi opozycjoniści w PRL-u siedzieli w więzieniach. Tym, którzy nie wiedzą, to informuję, że „ojcem założycielem” UPR-u był nie kto inny, jak właśnie Kisielewski. Z UPR-u wyrastają nogi Michalkiewicza i Korwin-Mikke. Mamy więc kolejne pokolenie, prawdopodobnie, licencjonowanych, już tym razem nie tyle opozycjonistów, co patriotów, prawicowców, liberałów, antysemitów i czego tam jeszcze!

Cóż tak naprawdę wynika z tego, że ostrzega się nas przed żydowskimi roszczeniami? Mnóstwo artykułów na ten temat napisano. Nie tylko Michalkiewicz. Mnóstwo książek wydano. Z jednej strony można powiedzieć, że z tych artykułów i z tych książek emanuje troska o losy ojczyzny. Można jednak na to spojrzeć inaczej. A może jest to takie „gotowanie żaby na wolnym ogniu”, czyli psychiczne przygotowanie do mającego nastąpić przejęcia państwa przez mniejszość żydowską. Zresztą ta mniejszość poczyna sobie już coraz śmielej.

W tych publikacjach nie ma niestety, poza opisem, pomysłu na to, co w takiej sytuacji czynić należy. Jedynie Marian Miszalski proponuje akcentowanie żydowskiego rasizmu na forum ONZ i innych organizacji oraz wywieranie nacisku na rząd amerykański: coś nam się należy od Amerykanów za udostępnienie naszego terytorium w ich rozgrywce z Rosją. Uważa też, że rząd powinien zająć w tej sprawie zdecydowane stanowisko i publicznie oświadczyć, że roszczenia bezdziedziczne są bezpodstawne. Ale z kolei Krzysztof Baliński w swojej książce „Ministerstwo spraw obcych” stwierdza, że polski MSZ jest całkowicie zdominowany przez Żydów. Któż więc, jak chce Miszalski, miałby występować w obronie polskiego interesu narodowego? Podobnie jest z polskim rządem, który jest dyspozycyjny wobec lobby żydowskiego. Dominacja mniejszości żydowskiej w naszym życiu politycznym i nie tylko politycznym, jest przerażająca, tyle że jeszcze mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Autorytety wypowiadają się, piszą książki, biorą udział w konferencjach itp., a Żydzi robią swoje. Na razie po cichu, ale coraz bardziej zdecydowanie.

Polacy, zamiast wsłuchiwać się w głosy autorytetów, prawdziwych czy fałszywych, powinni zdać sobie sprawę z tego, że Polska, praktycznie od początku swoich dziejów, nie była państwem jednolitym etnicznie. Od unii polsko-litewskiej stała się państwem, jakbyśmy to dziś powiedzieli, multi-kulti. Z tego wynikają pewne konsekwencje. Nawet dzisiaj, pomijając obecną imigrację, jesteśmy państwem z mniejszościami, których interesy rozbiegają się z polskimi. A to są obywatele polscy, mówiący po polsku i często deklarujący się jako żarliwi patrioci i gorliwi katolicy.

Cytowany wcześniej Baliński pisze:

Premier Mateusz Morawiecki nawołuje: „Czas odrzucić te zabójcze podziały. Jesteśmy biało-czerwoni. Wszyscy Polacy jesteśmy biało-czerwoną drużyną”. Mieniący się narodową reprezentacją nawołują do „zgody narodowej”, każą ”zapominać”, „wybaczać”, „budować wspólnotę”. Kłamią, mówiąc o „podziałach między Polakami”, fałszują genezę wielowiekowego konfliktu. To nie Polacy są podzieleni i nie poglądy polityczne ich różnią. Różnią się z tymi, którzy z polskością nie chcą mieć nic wspólnego. Czas powiedzieć bez ogródek: nie ma żadnej biało-czerwonej drużyny; są patrioci i jest Targowica; Polakom nie zależy na „zasypywaniu podziałów”; interesuje ich tylko, aby w tej wojnie wygrało ich plemię, po zwycięstwie wykluczyło zaprzańców z polskiej wspólnoty narodowej i odebrało możliwość wpływania na losy kraju. Spór jest bowiem sporem nie o kształt Polski, lecz o samo jej istnienie – albo Polska będzie Polską, albo Polski nie będzie. Zamiast naiwnych apeli do potomków Bermana, przypomnieć trzeba myśl księcia Adama Czartoryskiego: „Istnieją tylko dwie partie w Polsce: partia polska i partia antypolska”, i apel Romana Dmowskiego: „Istnieją Polacy i pół-Polacy, a rasa pół-Polaków musi zginąć”.

Cóż więc radzi Krzysztof Baliński? I jak sam pisze, odpowiedź jest krótka: piętnować zdrajców i sprzedawczyków – publicznie i imiennie. Główne zagrożenie idzie bowiem od wewnątrz, bo operujący zza granicy, bez swych agentów na miejscu niewiele by zdziałali.

A więc nic prostszego! Ale tak, jak kara śmieci została zniesiona nieprzypadkowo, tak nieprzypadkowo wprowadzono ustawę o ochronie danych osobowych. W niej wcale nie chodzi o ochronę danych zwykłego obywatela, tylko o zabezpieczenie się przed tym o czym pisze Baliński.

Tak więc różne autorytety podsuwają nam różne interpretacje historii, różne interpretacje rzeczywistości i różne interpretacje rozwiązania problemów, które nas dręczą, ale i tak na końcu my sami musimy odwołać się do naszego rozumu, a przynajmniej nauczyć się zadawać pytania, zgodnie z tym, co zostało napisane powyżej: W jednym pytaniu zawierać się może więcej prochu niż w tysiącu odpowiedzi.

Wiesław Liźniewicz

Źródło: https://bb-i.blog/2019/07/19/autorytety/

Komentarz: grafika i wideo dodane przez administrację w-p.

Asia michalkiewiczmieszkaniemikkeunia polityki realnejUPR
Read the full article – wolna-polska.pl

Leave a Comment