Były prezydent USA Barack Obama krytycznie wypowiedział się o roli, jaką pełnią media społecznościowe w procesie zacierania granicy między prawdą a fałszem.
/AFP
W wywiadzie z “The Atlantic” 44. prezydent USA zauważył:
“Teraz mamy sytuację, kiedy duża część kraju szczerze wierzy, iż Partia Demokratyczna to przykrywka dla gangu pedofilów. Rozmawiałem z wolontariuszem, który pracował w biedniejszych, afroamerykańskich dzielnicach Filadelfii i był co chwilę pytany o te teorie spiskowe”.
“To największe zagrożenie dla demokracji” – ocenił Obama, później zaznaczając, że jego obawy dotyczą roli internetu i mediów społecznościowych. Jak jednak podkreślił, internet oczywiście “nigdzie się nie wybiera” i będzie nam już towarzyszył na stałe.
Były prezydent USA zaznaczył, że nie chce w całości obarczać winą szefów mediów społecznościowych, że zjawisko jest szersze. Ale ma do nich zastrzeżenia.
“Znam tych ludzi. Rozmawiałem z nimi o tym. Stopień przekonania, że oni są bardziej jak firma telekomunikacyjna niż ‘The Atlantic’ (czasopismo – przyp. red.), jest nie do obrony. Oni podejmują redakcyjne decyzje, niezależnie od tego, czy zagrzebują je w algorytmach, czy też nie. Pierwsza poprawka do konstytucji nie wymaga dostarczania platformy dla każdej opinii, jaka się pojawia w przestrzeni” – uważa Barack Obama.
“Jeśli można rozpowszechniać szalone kłamstwa i teorie spiskowe za pomocą samego tekstu, to wyobraźmy sobie, co można zrobić, jeśli przy pomocy wideo będzie to wyglądało to tak, jakbym wygłaszał je ja czy ty. Jesteśmy blisko tego momentu” – ocenił Obama.
Według byłego prezydenta USA debata publiczna nie może funkcjonować bez zgody co do faktów.
“Jeśli nie mamy zdolności do odróżnienia prawdy od fałszu, to z definicji rynek idei nie działa. I z definicji nie działa także nasza demokracja. Wchodzimy w kryzys epistemologiczny” – uważa Barack Obama.